czwartek, 25 sierpnia 2011

"Miłosz. Biografia" Andrzej Franaszek.

Z lekcji języka polskiego najbardziej nie lubiłam tych, które dotyczyły poezji. Wciąż powtarzające się pytania "co autor chciał powiedzieć przez...?" spowodowały, że jakoś się wewnętrznie "usztywniłam" - wyrobiłam w sobie przeświadczenie, że nie rozumiem wierszy i nie potrafię ich odpowiednio zinterpretować. Choć od tamtej pory minęło wiele czasu, ta moja obawa nie zniknęła. I nie sięgam po poezję. Dlatego też początkowo podchodziłam do biografii Miłosza z dużą ostrożnością. Znałam go w zasadzie jedynie jako autora "Zniewolonego umysłu" (nie licząc tych paru wierszy omawianych w szkole, co do których miałam wątpliwości, czy je właściwie interpretowałam). Pobieżnie wertując książkę przed rozpoczęciem czytania widziałam, że sporo jest w niej fragmentów poezji naszego noblisty. Szybko jednak się przekonałam, że lektura ta oferuje dużo więcej niż chronologiczny przegląd przez najważniejsze wiersze Miłosza.

W przypadku Miłosza spełniła się chińska klątwa "obyś żył w ciekawych czasach".  A Franaszkowi udało się ciekawie te skomplikowane wątki historyczne z życiorysu Miłosza odtworzyć. Autor nie omijał trudnych tematów, takich jak spory wokół przynależności narodowej Miłosza, jego decyzji o posługiwaniu się podczas wojny litewskim paszportem, jego przekonania polityczne czy wątki bardziej intymne - takie jak choćby liczne romanse czy domniemania o utrzymywaniu związków homoseksualnych. Zdziwią się jednak ci, którzy liczą na sensację - wszystko przedstawione jest w profesjonalny, nienacechowany emocjonalnie sposób.

Czesław Miłosz był niewątpliwie wyjątkową postacią. Umiał dostrzec wiele rzeczy dla zwykłych ludzi niezauważalnych, co więcej - umiał je odpowiednio nazwać i pokazać innym. Niekiedy ciężko mu było podjąć decyzje, był skłonny do daleko posuniętej autoanalizy, co czasami wywoływało u niego stany depresyjne. Był dość uparty, stanowczy w swoich poglądach, co prowadziło niekiedy do nieporozumień towarzyskich. Franaszkowi udało się stworzyć "ludzki" obraz Miłosza - nie jest on wyidealizowany, nie jest wyczerniony; jest wiarygodny, dzięki czemu książkę czyta się dobrze.

To, co mi podczas czytania trochę przeszkadzało, to umieszczenie przypisów na końcu - zajmują one 200 (!) ostatnich stron. Umieszczenie ich w tym miejscu, a nie w odpowiednich fragmentach u dołu kartek, powoduje, że czytanie ich staje się czynnością ciężką - szczególnie że książka jest sama w sobie duża, ciężka i takie przechodzenie ze środka na koniec wymaga sporo manewrów.

Lektura nie zachęciła mnie do sięgnięcia po poezję Miłosza (jednak mój uraz jest wciąż aktualny), ale po "Dolinę Issy" czy "Rodzinną Europę" po przeczytaniu biografii autora sięgnęłabym bardzo chętnie.

wtorek, 23 sierpnia 2011

"Jak ryba w wodzie" Mario Vargas Llosa

Długo się jakoś nie mogłam zebrać, żeby o tej książce parę zdań napisać, jakoś tak się nie składało, czasu nie było...

Wcześniej z literaturą Llosy spotkałam się dwa razy: kilka lat temu czytałam "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki", parę miesięcy temu "Kto zabił Palomina Molero?". Tym razem postanowiłam sięgnąć po jego wspomnienia.

Z pewnością mogę przyznać, że więcej dowiedziałam się o Peru z tej jednej książki, niż wcześniej przez całe życie.

Wspomnienia Llosy spisane są dwutorowo - naprzemiennie pojawiają się rozdziały o dzieciństwie i młodości noblisty oraz o jego działalności politycznej i o kampanii wyborczej, w której kandydował na urząd prezydenta Peru. Starałam się zastosować do rady Clevery i pozytywnie nastawić do tych pierwszych politycznych rozdziałów. Rzeczywiście początkowo nie jest łatwo przez nie przebrnąć, jeśli nie ma się żadnej wiedzy wstępnej. Tak do połowy książki podobał mi się co drugi rozdział (czyli podobały mi się te, które opowiadały o "życiu osobistym" Llosy), a przez te polityczne tak się trochę prześlizgiwałam. Ale na szczęście jakoś później odnalazłam się także w klimacie rozdziałów "politycznych". I dzięki temu problemy Peru stały się mi bliższe :-)

Jednak mam po lekturze pewien niedosyt. O ile wątek działalności publicznej został zamknięty, to nie do końca rozumiem, dlaczego wątek osobisty został "przerwany" właśnie w tym, a nie innym momencie. Nie oczekuję, że Llosa się będzie spowiadał dokładnie z całego życia, po prostu nie widzę tu tej klamry zamykającej - z przyjemnością dowiedziałabym się, co się działo dalej ;-)

"Hamida z zaułka Midakk" Nadżib Mahfuz

W swojej konstrukcji i sposobie narracji "Hamida..." jest bardzo podobna do książek Alaa Al Aswany'ego. A w zasadzie - biorąc pod uwagę kolejność w jakiej książki te były pisane - to powieści Alaa Al Aswany'ego są bardzo do "Hamidy..." podobne :-)

Podobnie mamy tu do czynienia z wieloma bohaterami, których łączy miejsce zamieszkania - mieszkają w dość biednej części Kairu, zaułku Midakk. Jednak oni sami bardzo się od siebie różnią - dzieli ich klasa społeczna, aspiracje, różnice pokoleniowe. Poznajemy straszą kobietę, dość bogatą właścicielkę kamienicy, która postanawia wyjść za mąż; swatkę i jej przybraną córkę - tytułową Hamidę, która za wszelką cenę pragnie się wyrwać z zaułka i prowadzić inne życie; młodego fryzjera, zakochanego w Hamidzie i pragnącego się z nią ożenić, który chcąc podnieść swój status materialny postawia zaciągnąć się do brytyjskiej armii... Jego przyjaciela, który jest zafascynowany zachodem, podziwia wszystko co brytyjskie i pogardza wszystkim, co egipskie. I jeszcze kilku innych, nie mniej dla powieści ważnych bohaterów, których początkowo może nieco ciężko mi było rozróżnić ze względu na trudne egipskie imiona, ale do których jednak szybko się przyzwyczaiłam ;-)

Akcja powieści rozgrywa się w czasach II wojny światowej, ale nie jest to taka wojna, jaką znamy z europejskich książek. Tu wojna dzieje się gdzieś daleko w tle i tak naprawdę poważnie traktowana jest tylko przez tych, którzy upatrują w niej szansę na zarobek.

Z przyjemnością sięgnę po inne powieści tego -jedynego jak na razie - arabskiego laureata Nagrody Nobla.

"Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa" Eduardo Mendoza

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Mendozy było bardzo udane - czytałam "Przygody fryzjera damskiego", które rozśmieszały mnie do łez. Konstrukcja tej książki, jej bohaterów, sposób narracji - wszystko mnie naprawdę ubawiło i dobrze się przy lekturze bawiłam. Dlatego wobec "Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa" miałam już na wstępie duże oczekiwania. Czy książka je spełniła? Niestety nie do końca.

Tym razem bohaterem jest Rzymianin, z zamiłowania filozof, o imieniu Pomponiusz. Cała książka jest w zasadzie listem, jaki pisze on z podróży do swojego przyjaciela. Podróży rzeczywiście dość niezwykłej - Pomponiusz usiłując odnaleźć źródło z magiczną wodą trafia do Nazaretu, gdzie zostaje poproszony przez 12-letniego Jezusa o pomoc w rozwiązaniu kryminalnej zagadki, w której podejrzanym sprawcą morderstwa jest jego ojciec - Józef. Ma on za to zabójstwo zostać ukrzyżowany. Pomponiusz, ceniony z racji na swe umiejętności dedukcyjne, zgadza się pomóc Jezusowi poznać prawdę o tragicznych wydarzeniach, szczególnie że za tę pomoc oferowane jest mu wynagrodzenie. A Pomponiusz znalazł się w Nazarecie w bardzo trudnej sytuacji finansowej i zapłata ta jest mu bardzo potrzebna.

Niewątpliwie cała historia jest interesująca, niewątpliwie jest napisana dowcipnie, a sam sposób narracji jest bardzo fajny. Ale książka nie jest "równa" - są w niej naprawdę świetne momenty, ale za chwilę pojawia się jakiś inny wątek, który opisany jest już znacznie słabiej. Przynajmniej w moim odczuciu. A może po prostu moje oczekiwania były zbyt duże?

"Raj tuż za rogiem" Mario Vargas Llosa

"-Czy tu jest raj?
- Nie, proszę zapytać tuż za rogiem"
Nie znam tej dziecięcej zabawy, która pojawia się w treści książki i z której zaczerpnięty jest jej tytuł, ale niewątpliwie dobrze oddaje on charakter tej opowieści - opowieści o dwojgu ludziach, którzy szukali lepszego świata.

Pierwszą z nich jest Flora Tristan, jedna z pierwszych francuskich feministek, walcząca o godne warunki życia dla kobiet. Takie, jakich sama nie mogła zaznać - ówczesne prawo nie pozwalało jej spokojnie odejść od znęcającego się nad nią (a potem także nad córką) męża, w jego świetle odchodząc od niego popełniła przestępstwo. Pomocy szukała u rodziny swego ojca w Peru, jednak ponieważ była dzieckiem nieślubnym, nie udało jej się osiągnąć zamierzonego celu. Po powrocie do Francji zaczęła angażować się mocno w ruch robotniczy i walkę na rzecz praw dla kobiet.

Drugim bohaterem powieści jest Paul Gauguin, malarz-(post)impresjonista, wnuk Flory. Gauguin swoje zainteresowania artystyczne odkrył dość późno, wcześniej był marynarzem, maklerem giełdowym, prowadził dość klasyczne mieszczańskie życie. Jednak gdy zaczął malować, zapragnął wszystko zmienić, uwierzył, że wyjazd na Tahiti pozwoli mu na wypracowanie nowego stylu w malarstwie, który byłyby prawdziwszy - bo bliższy pierwotnej natury.

Gauguina poznajemy podczas jego pierwszej wyprawy na Tahiti, Florę zaś w ostatnich miesiącach jej życia, kiedy jeździ po Francji i namawia robotników do wstąpienia do Jedności Robotniczej. Większość powieści stanowią jednak retrospektywy, dzięki którym poznajemy całe historie z życia bohaterów. Ten niechronologiczny czas narracji może początkowo wprowadzać lekkie zamieszanie, ale nie jest ciężko się w tej strukturze po drugim rozdziale odnaleźć ;-)

Zdecydowanie bardziej podobały mi się te części powieści, które poświęcone były Florze. Może dlatego, że nie jestem wielką fanką malarstwa - więc rozważania poszukiwaniu nowych form wyrażania siebie, najpierw w Arles, wspólnie z Vincentem van Goghiem ("szalonym Holendrem"), później na dalekich wyspach Polinezji niezbyt do mnie trafiały, momentami wręcz mnie nużyły. Za to opowieści o powstającym ruchu robotniczym całkiem mnie wciągnęły. W sumie więc książka mi się podobała, ale na pewno mnie nie zachwyciła. Jednak mam jakąś dużą słabość do całej serii wydawniczej Znaku, w której ukazują się teraz dzieła Llosy - najchętniej zebrałabym je wszystkie :-)

"Zła krew" Grzegorz Gortat

Po książkę sięgnęłam przede wszystkim dlatego, że jej akcja toczy się w latach 60-tych na łódzkich Bałutach. Jako rodowita łodzianka (oraz - przez kilka lat - mieszkanka Bałut, i choć nie do końca tych przedstawionych w książce, to jednak oddzielonych od opisanej okolicy zaledwie o kilka przecznic) bardzo byłam ciekawa, jak ta dzielnica zostanie w książce opisana.

Michał Bodler - bohater książki - to chłopiec mieszkający z matką w biednej kamienicy przy ulicy Ogrodowej. Na podwórku tej kamienicy rosły bzy. Pięknie kwitły i pachniały przez dwa tygodnie maja, ale - jak mówi Michał - dwa tygodnie to trochę za mało, skoro rok ma ich 52... Niestety taki jest obraz tej robotniczej Łodzi.... Teraz może sama Ogrodowa trochę się zmieniła, głównie dzięki Manufakturze (w której zresztą - a ściślej mówiąc w zakładach Marchlewskiego, bo tak to się wówczas nazywało - pracowała mama Michała), ale inne okoliczne ulice pojawiające się w książce (Mielczarskiego, Cmentarna) niestety niewiele się zmieniły. No ale to nie wpis o tym, co myślę o tych straszących dziś okolicach miasta, tylko o książce...

Ojcier Michała był alkoholikiem, mającym problemy z prawem. Jego matka wciąż się boi, że w Michale odezwie się ta "zła krew" i w każdym zachowaniu syna, które choć trochę jej zdaniem odbiega od zachowania pożądanego, dopatruje się początków jego demoralizacji. A Michał to bardzo wrażliwy chłopiec, który zaczyna się wcześnie interesować literaturą (tego jego mama też nie do końca rozumie, jako że sama ma ukończonych tylko kilka klas podstawówki), niektórymi zagadnieniami historycznymi, a przede wszystkim - otaczająca go rzeczywistością, którą w skrupulatny sposób opisuje.

Jednym z ważniejszych wątków jest wątek żydowski, mający różne oblicza: przyjaźni Michała z kolegą z klasy, który wraz z rodzicami zmuszony jest opuścić Polskę w 1968, znajomości ze starym Żydem Johannem, którego sąsiedzi posądzają o wszelkie zło, które dzieje się w okolicy (łącznie z porwaniem dziecka - kiedy na chwilę ginie mała dziewczyna, niemal cała kamienica bojowo nastawiona idzie do domu Johanna co trochę nasuwa na myśl powojenne zdarzenia w Kielcach), historii jednej sąsiadki, która przygarnęła podczas wojny żydowskie dziecko. Zresztą znajomość Michała z Johannem jest ciekawa także dlatego, że Johann opowiada historię swojego życia, historię przedwojennej Łodzi oraz warszawskiej bohemy artystycznej, historię Oświęcimia...Nie wiem na ile by mnie ta książka wciągnęła, gdybym nie szukała w niej cały czas znajomych miejsc. Ale myślę, że mimo wszystko też by mi się podobała - jest dobrze napisana, jest w niej sporo interesujących anegdot, czuć klimat tych lat: pierwszy telewizor, który pojawił się w kamienicy, pierwszy samochód (oczywiście należący do człowieka partii), pierwszomajowy pochód ulicą Piotrkowską...

"Saturn" Jacek Dehnel

Nie wiedziałam, o czym będzie ta książka. Przeczytałam tylko to, co było napisane na jej okładce. A tam nie napisali, że to losy mężczyzn z rodziny Goya... Ani że historią, która w jakimś stopniu zachęciła Dehnela do napisania tej książki była publikacja pewnego historyka sztuki, który poddał w wątpliwość przypisanie autorstwa cyklu czarnych fresków Francisco Goi, sugerując, że ich prawdziwym twórcą był jego syn, Javier. Z jednej strony więc lektura mogła mnie bardziej zaskakiwać, z drugiej jednak niektóre rzeczy zrozumiałam dopiero, jak przeczytałam posłowie...

Nie sposób nie zwrócić w pierwszej kolejności uwagi na narrację "Saturna". Nie mamy tu do czynienia z jednym narratorem, lecz z trójką - historie opowiadane są przez Francisco, jego syna i jego wnuka. Te same zdarzenia ukazane są przez pryzmat różnych doświadczeń, różnych charakterów, różnego spojrzenia na świat. I fantastycznie ukazują relacje wśród męskich członków rodziny. Relacje skomplikowane. Nawet bardzo skomplikowane. Przepełnione żalem, złością i wzajemnym rozczarowaniem. Fransisco łączył z synem olbrzymie nadzieje, było to jego jedyne dziecko, któremu dane było przeżyć. Ale nie umiał nawiązać z Javierem żadnej sensownej relacji. Z czasem zaczął go uważać za bezwartościowego nieudacznika, co dosyć dobitnie mu okazywał. Javier z kolei nie umiał porozumieć się ze swoim synem, w którym Francisco upatrywał się ostatniej szansy na podtrzymanie wartości swego nazwiska i rodziny. Równocześnie jednak gdzieś na głębszym poziomie można zauważyć, że w relacjach tych jest zaszyty podziw i szacunek dla drugiej strony, ale bohaterowie w żaden sposób nie umieją go okazać. Ani nie chcą próbować.


Rozdziały z fabułą porozdzielane są krótkimi rozdziałami ukazującymi poszczególne dzieła z cyklu fresków Goi, są też reprodukcje, choć przyznam że ich jakość nie jest zbyt dobra i lepiej obejrzeć je w kolorze."Saturn" czytało mi się dobrze, ale nie wciągnął mnie i nie porwał tak bardzo jak "Lala". "Lala" zdecydowanie podobała mi się najbardziej spośród wszystkich książek Dehnela. I wciąż mam nadzieję, że w przyszłości Dehnel napisze książkę, która jeszcze raz tak samo mnie oczaruje :-)

"Kompozytor burz" Adres Pascual

Jak zdobyć władzę nad ziemią i ludźmi? Przez pradawną melodię duszy. Melodię, którą Bóg stworzył, by zachęcić dusze do zamieszkania w ciele człowieka. Kto odtworzy pierwotną partyturę będzie w stanie zjednać sobie innych. Tylko jak ją odnaleźć?

Uczynić to może Matthieu - utalentowany młody skrzypek. Ale od początku...

Paryż, wiek XVII. Na świat przychodzi chłopiec, syn służącej. Jego matka umiera zaraz po porodzie, ojciec nie wie nawet o jego istnieniu. Na szczęście dziecko biorą na wychowanie pracodawcy jego matki. I wychowują go tak, jak własnego syna (niewiele od Matthieu starszego). Obaj chłopcy od dziecka interesują się muzyką. Ich muzyczną edukacją zajmuje się stryj - bardzo znany i ceniony kompozytor, choć skonfliktowany z królewskim dworem. A to właśnie w królewskiej orkiestrze chciałby grać Matthieu. Sprawy z czasem komplikują się jeszcze bardziej... W wyniku splotu nieszczęśliwych wypadków Matthieu najpierw trafia do lochów Bastylii. Otrzymuje od króla Ludwika XIV szansę na uwolnienie: w zamian za wolność musi mu przywieźć partyturę pierwotnej melodii. Chłopak wyrusza na tajemniczą czerwoną wyspę - Madagaskar.

Podróż Matthieu jest niezwykła. Jego życiu grozi niebezpieczeństwo, kilkakrotnie jest bliski śmierci. Jest świadkiem handlu ludźmi, walk plemiennych, napaści pirackich. Ale poznaje też przepiękny krajobraz Madagaskaru i zmysłową kapłankę Lunę. A cała intryga okazuje się jeszcze bardziej złożona, niż wydawało się to na początku.Nie zgadzam się z niektórymi recenzjami tej książki, w których jest mowa o tym, że tempo powieści jest bardzo szybkie - moim zdaniem można by było trochę książkę skrócić, są momenty w których nieprzesadnie dużo się dzieje. Nie jestem też aż tak zafascynowana językiem powieści. Aczkolwiek ogólnie jest to całkiem przyzwoita historia.

"Zawód: fotograf" Chris Niedenthal

Fotografią interesowałam się zawsze umiarkowanie. Owszem, lubię robić zdjęcia, ale nie biegam wszędzie z aparatem, moje fotografowanie ogranicza się prawie wyłącznie do wyjazdów. Nie mam jakiegoś zaawansowanego technologicznie sprzętu ani wiedzy o tym, jak robić dobre zdjęcia - choć nad obiema tymi kwestiami nieco ubolewam. Zawsze jednak wydawało mi się, że zawód fotografa musi być interesujący. Teraz, po lekturze książki Niedenthala, utwierdziłam się w tym przypuszczeniu :-)

Sama książka nie jest arcydziełem literatury. Jest napisana bardzo prostym językiem, nieraz nawet odnosiłam wrażenie że niezbyt dobrze zredagowanym. Ale pomimo tych niedociągłości, czyta się ją bardzo dobrze. No i cudownie się ją ogląda, jest bogato ilustrowana zdjęciami. Zdjęciami, które nagle okazały się mi bardzo znajome, choć przed lekturą tej książki nie wiedziałam w zasadzie kim jest Chris Niedenthal i nie umiałabym przypisać mu autorstwa żadnego znanego zdjęcia. A tu nagle taka niespodzianka: to on zrobił najsławniejsze zdjęcie z okresu stanu wojennego, w którym na pierwszym planie widać czołg, a z tyłu kino Moskwa z reklamą filmu "Czas Apokalipsy":



Albo te niezapomniane puste haki w sklepie mięsnym:



Te zdjęcia - które nieraz wcześniej widziałam - nagle mogłam odczytać na nowo. Mogłam dowiedzieć się, jak wyglądały okoliczności, w których powstały, jak musiał się natrudzić ich autor, żeby daną scenę uwiecznić, jak potem przekazywał filmy do zagranicznej prasy. Książka jest kopalnią ciekawych anegdot, głównie z okresu PRLu oraz transformacji (w całym bloku wschodnim). Bardzo interesujące są też losy samego autora, syna polskich emigrantów, który zdecydował się w specyficznym okresie historycznym opuścić Wielką Brytanię i zamieszkać w Polsce, kraju który zawsze uważał za swoją ojczyznę, choć wcześniej nie znał go dobrze, spędzał tu jedynie w dzieciństwie wakacje nad morzem.Zainteresowanych lekturą lojalnie uprzedzę tylko, że fajne, bogato ilustrowane wydanie książki ma też swoją złą stronę - książka waży chyba ze dwa kilo i trzeba mieć naprawdę dużo miejsca w torbie/plecaku, żeby się zmieściła ;-)

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

"Ewangelia według Jezusa Chrystusa" Jose Saramago

Myślę, że sama z siebie nie kupiłabym sobie tej książki. Nie z powodu wcześniejszych doświadczeń z prozą tego portugalskiego noblisty, lecz dlatego, że nie lubię gdy literaturę reklamuje się tym, że jest kontrowersyjna: a o tej książce głównie to pisano, niewiele więcej można się było dowiedzieć z recenzji wydawniczych. Nie chodzi mi o tematykę religijną - ogólnie nie lubię marketingu opartego na skandalizacji. Ale ponieważ książkę dostałam w prezencie, to po nią sięgnęłam. I nie żałuję, bo choć nie czyta się jej łatwo, to niewątpliwie skłania do refleksji.

Jak łatwo się domyśleć, autor podjął się próby opowiedzenia na nowo historii znanych z nowego testamentu, ale z innej perspektywy. Skupia się na przedstawieniu "ludzkiej" strony Jezusa, a także jego najbliższych - na ich emocjach, wątpliwościach, rozterkach, na tych obszarach, które w innych przekazach są pomijane. Oczywiście wszystko tu jest podkoloryzowane, wiele faktów nie współgra z tym, co przeczytać można w innych ewangeliach, inaczej całości zapewne nie czytałoby się z takim zainteresowaniem.

Zasadniczym poruszanym problemem jest kwestia winy i kary. Wszystko rozpoczyna się od Józefa, który nie ostrzegł innych rodziców, że rzymscy żołnierze zamierzają zabić wszystkich małych chłopców do lat trzech. Sam usłyszał o tym na budowie i od razu pędem pobiegł do jaskini, w której przebywała Maria z małym Jezusem, by ochronić swoje dziecko. To mu się oczywiście udaje, ale pozostaje w nim świadomość, że mógł zrobić coś, by ocalić także inne dzieci. Od tej pory dręczy go poczucie winy, które po jego śmierci przeszło na Jezusa. I to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie czym jest wina i jak z nią żyć doprowadziło Jezusa do głębszych refleksji religijnych.

Sam Bóg jest w tej ewangelii interesującą postacią - można powiedzieć, że jest ogarnięty potrzebą posiadania i poszerzania swojej władzy i wpływów, przy czym nie jest dla niego istotne jaka ofiara jest potrzebna, aby jego cel został zrealizowany. Bawi się ludźmi i samym Jezusem, którego traktuje jak narzędzie potrzebne by odnieść sukces. Jezus, zdając sobie sprawę że tak właśnie jest, początkowo buntuje się przeciwko losowi, który został mu wyznaczony. Podczas rozmowy pomiędzy Bogiem, Jezusem i szatanem (skądinąd także bardzo ciekawą postacią) jest taki jeden niezapomniany moment, w którym Bóg wymienia ofiary, które poniosą śmierć w imię umacniania się jego władzy nad światem - począwszy od Jezusa i apostołów, poprzez różnych umęczonych świętych, ofiar krucjat, świętej inkwizycji... Wymienienie ofiar zajmuje jakieś 4 strony tekstu. I myślę że wielu czytelników zmusi do chwili refleksji nad dziejami. "Ewangelia..." nie byłaby ewangelią gdyby nie styl, jakim została napisana. Początkowo dość trudny i zawiły, dopiero z czasem udało mi się w nim odnaleźć. Z reguły mi się nie zdarza, aby czytać dwie książki równolegle, ale przy czytaniu "Ewangelii" musiałam sobie zrobić małą przerwę i w międzyczasie sięgnąć po coś innego. Niemniej jednak później z chęcią do książki wróciłam :-)

"Jestem tu od wieków" Mariolina Venezia

Książkę tę wygrałam parę miesięcy w konkursie na blogu u Lilybeth. I była to moja pierwsza wygrana książkowa w życiu :-)

"Jestem tu od wieków" to saga rodzinna, której zasadnicza akcja toczy się w uroczym miasteczku na południu Włoch. Obejmuje 150 lat historii kobiet z jednej rodziny - każda z nich jest inna, wyznaje inne wartości, ma inne oczekiwania i różną determinację związaną z dążeniem do realizacji założonych przez siebie życiowych celów.

Ów szeroki przekrój bohaterek w moim odczuciu okazuje się jednak w miarę czytania słabym punktem powieści. Dzieje się bowiem tak, że jak już uda nam się którąś z nich poznać nieco lepiej i polubić, to akcja natychmiast przenosi się na jej córkę. A o niej samej już nic w zasadzie się nie dowiadujemy. Brakowało mi bardzo pogłębienia tych postaci, śledzenia ich dalszych losów. Czytając miałam wrażenie, że autorka przeskakuje zbyt szybko po różnych problemach i daje czytelnikowi zbyt mało czasu, by lepiej zrozumiał wykreowanych przez nią bohaterów.

Bardzo jest jednak miły klimat tej powieści, szczególnie tych fragmentów najbardziej oddalonych od nas w czasie. I bardzo podoba mi się okładka :-)

"Kamieniarz" Camilla Lackberg

To trzecia powieść z tej serii, po którą sięgnęłam.

Tym razem mamy do czynienia ze śledztwem w sprawie zabójstwa kilkuletniej dziewczynki. Podobnie jak i w poprzednio, historia współczesna przeplatana jest z wątkami historycznymi - tu cofamy się w przeszłość dość mocno, bo do końca XIX wieku, gdzie poznajemy Agnes: piękną i bezwzględną młodą dziewczynę, która wiąże się dla zabawy z tytułowym kamieniarzem. Wiadomo, że oba wątki muszą być ze sobą splecione i że to w tej odległej historii musi być zaszyte rozwiązanie kryminalnej zagadki Fjallbacki. Moim zdaniem odpowiedź staje się jasna trochę za wcześnie, aczkolwiek na zakończenie autorka pozostawiła jeszcze jeden smaczek, który trochę tę końcówkę ratuje.

Śledztwo oczywiście prowadzi Patrik Hedstrom - najbystrzejszy spośród wszystkich policjantów z posterunku. Patrik nie zawsze może się jednak w pełni skupić na pracy: jako ojciec 2-miesięcznej Mai bywa zmęczony, dodatkowo jego partnerka Erika nie do końca potrafi się odnaleźć w swojej nowej roli życiowej i oczekuje od Patrika nieco większego zaangażowania w opiekę nad dzieckiem. To nie jest jedyny wątek obyczajowy, jaki jest tu mocno wyeksponowany - interesujące są także relacje panujące w rodzinie zamordowanej dziewczynki a także w domu ich sąsiadów.

Wszystko razem tworzy dość zgrabną całość, którą czyta się bardzo dobrze (szczególnie że akurat miałam dobre warunki, żeby książkę czytać - podróż pociągiem. I nawet byłam nieco rozczarowana, gdy książka mi się skończyła, bo przede mną była jeszcze podróż powrotna...), niemniej jednak cała saga wydaje mi się być coraz bardziej przewidywalna bo jest napisana dokładnie w tym samym schemacie.

niedziela, 21 sierpnia 2011

"Gorzka czekolada" Lesley Lokko

PKP wspiera czytelnictwo. Nawet wtedy, kiedy lektura nie należy do najciekawszych, kilkugodzinna podróż pociągiem sprawia, że od książki trudno się jest oderwać ;-)  

"Gorzka czekolada" to opowieść o trzech kobietach - Laurze, Ameline i Melanie. Nie polubiłam żadnej z bohaterek i to pewnie dlatego książka nie przypadła mi zbytnio do gustu. Laurę i Ameline łączy to, że obie wychowały się w jednym domu na Haiti. Jednak ich pozycja znacznie się różniła - Laura była wnuczką pani domu, Ameline zaś służącą. Nastoletnia Laura, zmuszona przez sytuację (ciąża) wyjechała do Stanów, gdzie przygód miała co nie miara, raz żyjąc na krawędzi ubóstwa, raz zaś opływając w luksusach. Udało jej się ostatecznie osiągnąć pełną stabilizację, głównie dzięki swojej ambicji i talentom artystycznym, które potrafiła odpowiednio wykorzystać. Ameline także odmieniła swój los i wyjechała z Haiti dzięki pomocy pewnego Anglika, za którego wyszła za mąż (nie kochała go, ale miłość w życiu oczywiście ostatecznie udało się jej odnaleźć), otworzyła w Anglii kawiarnię a z czasem powróciła na Haiti, gdzie zaczęła prowadzić pensjonat. Trzecia bohaterka, Melanie, to z kolei przedstawicielka brytyjskiej wyższej sfery - także przedstawiona dość schematycznie i pretensjonalnie (jako nastolatka wdaje się we flirt z ojczymem, przez co matka wysyła ją do Stanów - tam wiąże się z facetem wmieszanym w ciemne interesy, który jednak zdradza ją z jej dość infantylną koleżanką itd.).

Jak na lekturę do pociągu - ujdzie. Ale moim zdaniem nie jest to wybitna książka. Parę wątków jest interesujących, początek zapowiada się nawet nie najgorzej - akcja osadzona na Haiti, opis tamtejszej sytuacji w latach 80-tych, stosunków tam panujących, zamieszek jakie wybuchły w Port-au-Prince. Ale jak na 532 strony, to trochę tych pozytywów jest jednak za mało...

Przenosiny

Ponad rok temu zaczęłam moją przygodę z blogowaniem. Nadszedł moment na drobne zmiany - i przenosiny z bloxa na bloggera :-)

Wszystkie moje wcześniejsze wpisy są dostępne tu.