sobota, 28 stycznia 2012

"Germinal" Emil Zola

O "Germinalu" słyszałam wiele pochlebnych recenzji, zdecydowałam się więc po tę książkę sięgnąć, mimo iż tematyka nie wydała mi się zbyt interesująca.

Akcja rozpoczyna się od przybycia Stefana do osady górniczej. Stefan  szuka pracy - od wielu dni chodzi z miejsca do miejsca, pyta o możliwość zatrudnienia, wszędzie spotykając się z odmową. W pierwszej chwili i tu jest zbywany, jednak szczęśliwym trafem udaje mu się jednak podjąć w kopalni pracę ładowacza i pozostaje w osadzie, wsiąkając powoli w jej klimat.

Zastanawiałam się, co więcej może się w tej książce wydarzyć poza opisem ciężkiej, wręcz katorżniczej, pracy pod ziemią i  fatalnymi warunków życiowych bohaterów (głód, nędza i brak perspektyw). No i poza jakąś katastrofą górniczą - bo to, że się wydarzy jest przecież tylko kwestią czasu, od pierwszego zejścia Stefana na dół jest oczywiste, że braki w stemplowaniu muszą doprowadzić do jakiejś tragedii.
Jednak okazało się, że w tym utworze jest znacznie więcej.

Przede wszystkim jest to genialna analiza socjologiczna tej grupy społecznej. Koniec XIX wieku to niezwykły - kontekście przemian społeczno-ekonomicznych - okres w historii Francji. W "Germinalu" obserwujemy, jak powoli  budzi się samoświadomość górników, jak zaczynają oni zdawać sobie sprawę ze swojego zbiorowego położenia i ze swojego znaczenia w łańcuchu ekonomicznym (choć zależności ekonomicznych w skali makro zupełnie nie rozumieją, zatrzymują się tylko na przeświadczeniu, że są wykorzystywani przez towarzystwo górnicze). Sprzyja temu szybko rozpowszechniająca się myśl socjalistyczna, którą Stefan próbuje rozpowszechnić wśród mieszkańców Montsou. Udaje mu się doprowadzić do powstania komórki I Międzynarodówki i kasy zapomogowej, w której górnicy odkładają pieniądze na ewentualny strajk. Do buntu rzeczywiście dochodzi i okazuje się on zdecydowanie bardziej brutalny i zaciekły, niż początkowo można by przypuszczać. Górnicy bowiem czują, że naprawdę nie mają nic więcej do stracenia i są gotowi nie łamać się, nawet gdy zawisa nad nimi widmo śmierci głodowej.

Niewątpliwie książka robi duże wrażenie, choć jej lektura jest momentami bardzo przygnębiająca.

P.S. Zainteresował mnie tytuł powieści. "Germinal" to nazwa jednego z miesięcy we francuskim kalendarzy rewolucyjnym. Autor prawdopodobnie wykorzystując ten tytuł chciał odwołać się do powstania, jakie wybuchło w Paryżu właśnie w miesiącu germinal, którego jednym z haseł było "chleba" - tego samego w domagali się strajkujący górnicy.

czwartek, 26 stycznia 2012

"Tylko sam siebie możesz ofiarować" Madga Szabo

Polubiłam spotkania z powieściami Magdy Szabo. Dlatego, gdy wypatrzyłam tę książkę za niecałe 3 PLN nie zastanawiałam się długo nad jej zakupem ;-)

Tym razem autorka przygląda się bliżej relacjom międzypokoleniowym i drogom poszukiwania szczęścia i spełnienia.

Akcja powieści obejmuje jeden dzień. Dzień ślubu Gabi i Miklosa. Bynajmniej nie jest to jednak dzień szczęśliwy. Ani dla rodziców młodych (co - biorąc po uwagę wszystkie okoliczności - jest nawet dość zrozumiałe), ani dla nich samych (co z kolei napawa czytelnika lekkim smutkiem, jako że ślub, choć wywołany podstępem, miał być dla młodych szansą na wyrwanie się z domu rodzinnego i nadzieją na lepsze życie).

Autorka - podobnie jak w innych powieściach - oddaje narrację wszystkim bohaterom powieści. Każdy, patrząc na sytuację ze swojej perspektywy, odkrywa przed czytelnikiem nowe tajemnice, które trzeba poskładać jak puzzle, by ogarnąć całość. Dlatego sam początek książki nie był dla mnie do końca zrozumiały (co jednak zupełnie mnie nie zniechęciło do dalszej lektury - po "Świniobiciu" wiedziałam, że dalsza lektura przyniesie odpowiedzi na wszystkie moje pytania).

Książka w swoim wydźwięku raczej przybijająca, ale warta przeczytania.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

"Bohiń" Tadeusz Konwicki

Ostatnio ciągnie mnie jakoś do XIX wieku. Zarówno do klasyki, utworów wówczas powstających, jak i do książek o tym okresie opowiadających. To główny powód, dla którego sięgnęłam po "Bohiń".

Czymże jest Bohiń (mnie przed przeczytaniem nazwa wydawała się nieco tajemnicza)? To rodzinna posiadłość Konwickich na Wileńszczyźnie, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Główną bohaterką jest Helena Konwicka - babka autora. Tadeusz Konwicki swojej babki nigdy nie poznał, ale wydaje się, że tworząc jej postać nadał jej sporo własnych cech. I tak oto Helena jawi się czytelnikom jako kobieta dość wrażliwa, skłonna do głębokiej autorefleksji, która nie przyjmuje rzeczywistości bezkrytycznie, lecz stara się wszystko dokładnie przeanalizować i zrozumieć. Poznajemy ją gdy kończy 30 lat. Helena wie, że to najwyższy czas na podjęcie decyzji o zamążpójściu (według ówczesnych standardów uchodzi już w sumie za starą pannę), ale robi wiele, żeby ją jeszcze nieco odsunąć w czasie. Jej konkurent, hrabia, stara się wywrzeć na niej presję, jako że sam aby nie stracić majątku musi się ożenić przed ukończeniem 40. roku życia (według plotek zapisu takiego w testamencie dokonał jego ojciec, w obawie że skłonność hrabiego do mężczyzn zaważy negatywnie na jego decyzjach życiowych). Kiedy Helena z bólem serca wreszcie godzi się na małżeństwo z hrabia, poznaje Eliasza - Żyda, który zaczyna u niej pobierać lekcje pisania i czytania. Jego analfabetyzm okazuje się jedynie wymówką do tego, żeby zbliżyć się do Heleny, w której od wielu lat jest zakochany. Romans, który się między nimi nawiązuje nie jest typową historyjką z happy endem, ale jak się kończy to już nie zdradzam :-)

Czy "Bohiń" jest romansem? Nie. Jest opowieścią o świecie, którego już nie ma. Wileńszczyzna w latach 70-tych XIX wieku to ciekawe miejsce, w którym spotyka się z jednej strony zubożała szlachta polska (której odebrano i rozparcelowano majątki), która pielęgnuje w sobie ducha patriotycznego i romantyczną tradycję popowstańczą a z drugiej strony ci, którzy z rosyjską władzą dogadują się dobrze i którzy dążą do utrzymania status quo - tropią każdy ślad myślenia czy zachowania "wywrotowego". Do tego dochodzi jeszcze społeczność żydowska, nieco odizolowana od Polaków ale jednocześnie odgrywająca istotną rolę, szczególnie w zakresie gospodarczym. Wzajemne relacje tych grup - sympatie i animozje - są głównym tematem książki.

Klimat powieści jest senny, spokojny i cichy. I dlatego choć jest to książka dość cienka, to myślę, że dla wielu osób, które liczą na szybkie zwroty akcji, jej lektura może okazać się zbyt nużąca. Mnie momentami nieco męczyła, nie do końca mogłam zatopić się w niektóre opisy przyrody, chciałam, żeby "coś się działo". Pewnie to też jest w dużym stopniu pochodną aktualnego stanu ducha. Ale w ostatecznym rozrachunku książkę oceniam wysoko :-)

niedziela, 8 stycznia 2012

"Maria i Magdalena" Magdalena Samozwaniec

" - Masz zamiar nazwać swoją powieść "Maria i Magdalena" więc pisz najpierw, już w pierwszym rozdziale, o naszym dzieciństwie.

- No dobrze, ale to może znudzić czytelnika"

- Napisz w ten sposób, aby go nie znużyć. Opisz atmosferę ówczesnego Krakowa, napisz o tym, w jaki dziwny sposób edukowano wówczas dziewczynki z tak zwanych "dobrych domów". Dzisiejsze harcerki, czytając owe opisy, będą pękać ze śmiechu. Pisz o przedziwnej higienie początków tego wieku, o snobizmie, który wówczas panował, i przesadnej dewocji, do której dzieci zmuszano. Nie bój się, pisz - i tak redaktor, który zaopiekuje się twoimi wspomnieniami, wykreśli ci z tego połowę.(...)

- Czy dać trochę sensacji? Czy napisać o handlarzu żywym towarem, który na Francuskiej Riwierze chciał uwieść Marię Jasnorzewską? A jeśli to nie był wcale handlarz żywym towarem?

- Pisz, co najwyżej ci go wykreślą.

- A Marcel de Moor, który jeździł ze mną po świecie i nosił na piersiach wszystkie odznaczenia francuskie i był prawdopodobnie szefem francuskiego wywiadu? Napisać o nim?

- O nim koniecznie! To postać jakby żywcem wyjęta z jakiejś powieści sensacyjnej. Nie zapomnij i napisz również o pokątnym lekarzu w Casablance, za którego chciałaś wyjść za mąż i tam już na zawsze pozostać. To bardzo ładna historia.

- A zatem szczypta erotyzmu?

- Ale satyrycznego, Dowcip odbiera erotyzmom ich nieprzyzwoity klimat (...)"
Ten fragment pochodzący ze wstępu "Marii i Magdaleny" bardzo trafnie oddaje charakter całego utworu. Utworu niewątpliwie bardzo udanego, zabawnego, przybliżającego czytelnikowi atmosferę początku XX wieku. Utworu, w którym - wydaje mi się, że można to w ten sposób określić - Magdalena Samozwaniec składa hołd swojej ukochanej siostrze, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.

Maria, a właściwie Lilka, bo tak ją nazywali najbliżsi, była niezwykle barwną osobą. Jej siostra Magdalena także. Razem stanowiły oryginalny tandem, który był na ustach całej śmietanki towarzyskiej tamtych czasów. Czytając "Marię i Magdalenę" odnosi się wrażenie, jakby ich życie obfitowało w nadzwyczajne sytuacje, które jeszcze autorka potrafi przedstawić okraszając dużą nutką humoru. Trudno się oderwać od tych historyjek.

Wydanie, które czytałam składało się z dwóch tomów. Nieco bardziej podobał mi się tom pierwszy, który w sumie zamyka koniec okresu panieńskiego w życiu Magdaleny. Życie krakowskiej w Kossakówce musiało być naprawdę niezwykłe - cała rodzina była wyjątkowa, panujący w domu optymizm i wzajemna miłość tworzyły niesamowitą atmosferę. 

Z tej swojej wyjątkowości bohaterki dobrze zdawały sobie sprawę i bardzo skutecznie przez cały czas ją wykorzystywały. Wychowane w przekonaniu o dużym poczuciu własnej wartości, zawsze dążyły do tego, by swoje interesy postawić na pierwszym miejscu. Ten ich egoizm czasem sprawiał, że różnych ich zachowań w ogóle nie rozumiałam, nie mniej jednak przyjemnie się te wszystkie anegdotki czytało.

Część z tych anegdot poznałam już przy lekturze "Z pamiętnika niemłodej już mężatki" - niekiedy są tu opowiedziane w nieco inny sposób, ale kto by się tym przejmował ;-) W każdym razie nie polecam czytania "Z pamiętnika niemłodej już mężatki" osobom, które na świeżo w pamięci maja "Marię i Magdalenę" - wówczas "Z pamiętnika..." niczym czytelnika nie zaskoczy, tam tych historii jest w sumie mało i lektura może wydać się zbyt znajoma.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

"Matka Joanna od Aniołów" Jarosław Iwaszkiewicz

Nie przypominam sobie, żebym kiedyś widziała film Kawalerowicza nakręcony na podstawie opowiadania. Może gdzieś ukradkiem jakieś fragmenty - bo jakby niektóre obrazy, kiedy teraz wyszukuję je sobie w Internecie wydają mi się znajome. A może po prostu są tak popularne, że się na nie natykałam w innych okolicznościach? Nieistotne w sumie - ważne, że o akcji nie wiedziałam przed lekturą nic.
Wiek XVII. Do małego miasteczka o nazwie Ludyń, na polecenie ojca prowincjała przybywa młody ksiądz Suryn. Ma on odprawiać egzorcyzmy nad opętaną przez dziewięć demonów przeoryszą miejscowego klasztoru - tytułową Matką Joanną. Opętane są prawie wszystkie zakonnice, jednak jej opętanie jest jednak największe. Czy rzeczywiście jest to prawdziwe opętanie przez diabła czy jedynie udawanie? Czy praktyki ojca Suryna przyniosą oczekiwany efekt? Jaka relacja wywiąże się pomiędzy tym dwojgiem? I jak cała historia się zakończy?

Jest to historia o walce dobra ze złem. Nie tylko o duszę matki Joanny, lecz także o duszę księdza Suryna. Toczy się ona od samego początku - jeszcze przed przybyciem do Ludynia, ksiądz Suryn spotyka w przydrożnej gospodzie miejscowego szlachcica, Wincentego Włodkowicza. Będzie on zasiewać lekki ferment w głowie kanonika, popychać go do rzeczy, które samodzielnie nie przyszłyby księdzu Surynowi, jak choćby wizyta u cadyka. Z drugiej strony mamy postać Kaziuka, który stara się księdza ostrzegać przed różnymi zagrożeniami, czy jednak w zamierzeniu miał być swego rodzaju stróżem? Jeśli tak, to brakuje jego większej roli w finale.

Jest to także opowieść o ludzkiej namiętności, o jej wielkiej, nieuświadamianej sile i o konsekwencjach, do których może doprawadzić.

Nie tylko akcja opowiadania jest umieszczona w XVII wieku - całe ono jest na ten okres stylizowane: nietypowa składnia, sporo archaizmów. Pozwalają poczuć właściwy klimat, choć sprawiają, że lektura dla mnie nie była tak prosta w odbiorze, przydałyby się chociaż jakieś przypisy tłumaczące niektóre słowa...

Żałuję, że nie sięgnęłam po "Matkę Joannę..." miesiąc wcześniej, wtedy mogłabym dołączyć do ciekawej dyskusji o tej książce w klubie czytelniczym na blogu u Ani.

Moja ocena: 4/6