Cofnijmy się w przeszłość. O kilkadziesiąt lat. Jest rok 1941. Z jednego z żydowskich gett na wschodnich krańcach byłej II Rzeczpospolitej, uciekają dwie dziewczyny. Zależy im na jednym: aby przeżyć. Decydują się na ruch, który nam w tej chwili może wydawać się dziwny - same zgłaszają się jako ochotniczki i wyruszają na roboty do Niemiec. Tak oto zaczyna się podróż Idy Fink oraz jej siostry. Podróż pełna pułapek i niebezpieczeństw, w której nie raz przyjdzie im stanąć twarzą w twarz z wrogiem, w której będą musiały wykazać się ponadludzkim wysiłkiem, by osiągnąć swój cel.
Towarzyszymy im - najpierw w obozie przejściowym, później w fabryce amunicji, następnie u niemieckich rolników. Za każdym razem będą udawać kogoś nowego, wcielą się w nowe role, przybiorą nowe imię i nazwisko. Jak w tym wszystkim nie zatracić siebie?
Całość napisana jest dość prostym językiem, bez ubarwiania, bez patosu. Tak, jakby była do wakacyjna przygoda, a nie najważniejsza w życiu walka. Może dlatego, że książka nie powstała bezpośrednio po wojnie - autorka napisała ją wiele lat później, kiedy różne szczegóły już lekko zatarły się w jej pamięci.
Na podstawie książki nakręcono także film, którego nie miałam okazji jeszcze obejrzeć. Może teraz, po lekturze, się uda. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, ciekawa jestem jak odebrałabym jej ekranizację.