Jak dla mnie, książka ta powinna nosić tytuł "zielone mango z solą" - to bowiem owa nieznana kompozycja smakowa najbardziej utkwiła mi w głowie po lekturze książki angolskiego autora; plastyczne obrazy i egzotyczna atmosfera... Chętnie przeszłabym się zakurzonymi ulicami Luandy, gdzie babcia Nhe podlewała gujawowiec i figowiec, drzewo sape-sape, palmę i mangowiec, gdzie hałaśliwe papugi żako krzyczą "precz z amerykańskim imperializmem", gdzie młody bohater "Babci 19..." wraz z przyjacielem Pi (zwanym też 3,14) wdrażają w życie swój plan ocalenia dzielnicy, stworzony na bazie obejrzanych filmów kowbojskich.
Zgadzam się w pełni z tym, co o tej książce napisała Ania - to piękny hołd dla dzieciństwa. Fabuła pozostawia trochę do życzenia, ale świat powieści jest tak magiczny i kolorowy, że czyta się z przyjemnością. Postacie są bajkowe - tytułowa babcia 19, Doktor Puk-Puk mówiący kubańskim hiszpańskim, Piana Morska trzymający aligatora w budzie dla psa, Sprzedawca Benzyny, na którego stacji nigdy nie ma paliwa, Towarzysz Brywieczerow, czyli sowiecki żołnierz z ludzką twarzą... Myślę, że warto ich wszystkich poznać.