Obóz koncentracyjny w Auschwitz-Birkenau kojarzy się przede wszystkim z zagładą Żydów, choć był miejscem, w którym znaleźli się także liczni przedstawiciele innych nacji. Jedynymi z bardziej pokrzywdzonych byli Romowie - i to jest jeden z głównych problemów poruszanych w "Farbach wodnych".
"Farby wodne" to reportaż o Dinie Gottliebovej - młodej Żydówce czeskiego pochodzenia, która w 1943 roku trafia do obozu. Dina była studentką akademii sztuk pięknych. Kiedy znalazła się w Auschwitz, miała malować numery na blokach. Wymalowała także jedną ze ścian - namalowała na niej Disneyowską Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków, by dzieci przebywające w obozie choć na chwilę mogły oderwać się od otaczającej ich rzeczywistości i przenieść się w kolorowy świat bajki. Jej talent został wykorzystany przez władze obozu - doktor Mengele, przeprowadzający odrażające eksperymenty na uwięzionych w obozie (to naprawdę bulwersujące, że taki człowiek uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności za swe czyny) poprosił ją, by malowała portrety "badanych" przez niego Cyganów. Jej akwarele były bowiem dokładniejsze, niż ówczesne fotografie. Dzięki temu zajęciu, Dinie udało się przeżyć.
Po wojnie wyjechała do Stanów, wyszła za mąż za Arta Babbitta, rysownika Disneyowskiego, sama też pracowała w owej sławnej wytwórni. Jej akwarele natomiast najpierw trafiły do jednego z uratowanych z Oświęcimia dzieci, następnie zaś zostały przekazane władzom muzeum KL Auschwitz-Birkenau. Dina w połowie lat 90-tych zażądała zwrotu namalowanych portretów i przez lata toczyła spór z muzeum. W dużej części reportaż Ostałowskiej dotyka właśnie tego problemu: kto jest prawowitym właścicielem portretów? Czy są one dowodem zbrodni i "dobrem wspólnym"? Czy powinny trafić do autorki/jej potomków? Osobiście uważam, że obrazy powinny pozostać z muzeum, że ważne jest by zachować zbiorową pamięć o wszystkim, co się tam wydarzyło. No ale zdanie w tej kwestii to rzecz indywidualna :-)
"Farby wodne" z pewnością nie są łatwą i przyjemną lekturą na upalne lato. Ale jak już aura stanie się przyjaźniejsza, to myślę, że warto po reportaż sięgnąć. Język, jakim jest napisany jest dość typowy dla tej tematyki - prosty, bez ubarwnień żadnych, nieoceniający. Wydanie wzbogacone jest też interesującym zestawem fotografii.
1 komentarze:
Jako że mój ostatni konkurs, w którym do zdobycia była książka "Marzyciele i pokutnicy" mógł naruszać warunki organizowania takiego przedsięwzięcia, jestem zmuszona wycofać wszystkie dotychczasowe zgłoszenia i na nowo ogłosić zasady zabawy. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie, i zgłosicie się do zabawy jeszcze raz na nowych warunkach.
Prześlij komentarz