poniedziałek, 18 czerwca 2012

"Świat bez końca" Ken Follett

Kilka lat temu przeczytałam "Filary ziemi" - najgłośniejszą chyba powieść historyczną Folletta, wspaniałą opowieść o opactwie Kingsbridge i powstającej tam wielkiej katedrze, będącej dziełem Toma Buildera. Teraz sięgnęłam po kontynuację. I jak to bywa przy kontynuacjach - uczucia mam mieszane.

Akcja powieści rozgrywa się mniej więcej 200 lat po pierwszej części, przede wszystkim w Kingsbridge i najbliższych okolicach. Głównym bohaterem jest Merthin -  budowniczy którego umysł wykracza poza epokę, w której żyje. Merthin ma pomysły na niezwykłe budowle i innowacyjne rozwiązania architektoniczne, do których musi jednak przekonywać mieszkańców miasteczka. 

Nie on jeden chce rewolucjonizować Kingsbridge. Zależy na tym także Carris - początkowo przyjaciółce, a z czasem wielkiej miłości Merthina. Carris jako dziecko marzyła o tym, by zostać lekarzem. Jednak w średniowieczu medycyną mogli się parać jedynie mężczyźni... Carris jednak łatwo się nie poddaje ;-)

Podczas lektury w dużej mierze miałam wrażenie, że akcja nie przynosi nic nowego - że to wszystko już w bardzo podobnym wydaniu czytałam w "Filarach ziemi". Owszem, było parę nowych wątków, zdecydowanie więcej uwagi poświęcone było relacjom wewnątrz zakonu, władcami a poddanymi, bardzo interesujące były wątki poświęcone medycynie (akcja rozgrywa się podczas plagi Czarnej Śmierci, w czasach, kiedy najlepszym lekarstwem było upuszczanie krwi i nikt nie chciał uwierzyć, że choroby mogą być zakaźne i warto przy kontakcie z chorym na zarazę zachować higienę). Ale wszystko to, co miało związek z budowaniem mnie trochę nudziło. Na początku też trudno mi się było odnaleźć w gąszczu bohaterów, których - jak przystało na ponad 900-stronicową powieść - jest naprawdę mnóstwo. Podsumowując - na skali 6-cio stopniowej przyznałabym książce 3 punkty.