sobota, 31 grudnia 2011

"Z pamiętnika niemłodej już mężatki" Magdalena Samozwaniec

Autorki i jej rodziny pewnie nikomu przedstawiać nie trzeba. Dla mnie było to jednak dopiero pierwsze spotkanie z jej twórczością. Warto powoli nadrabiać te wszystkie zaległości...

"Z pamiętnika niemłodej już mężatki" jest zbiorem odnalezionych po latach tekstów, pisanych prawdopodobnie do radia. Wydanie wzbogacone jest licznymi zdjęciami, nieprzypadkowo dobranymi, lecz stanowiącymi odzwierciedlenie opisywanych wątków - dzięki temu lektura staje się ciekawsza i łatwiej się jest "przenieść" czytelnikowi oczami wyobraźni do właściwych miejsc i obrazów. Szkoda, że o ile zdjęcia są dobrze opisane, to zabrakło takiego opisu do samych opublikowanych tekstów - zdaję sobie sprawę, że to są materiały odnalezione przypadkowo, może niekiedy trudno określić datę ich powstania, ale zdecydowanie przydałby się jakiś odredakcyjny komentarz, nawet jeśli opierałby się nie na sprawdzonych faktach, lecz na hipotezach.

Zawarte w książce teksty można by było podzielić na dwie części - wspomnienia z domu rodzinnego z okresu międzywojennego i z wczesnych lat 40-tych oraz teksty "współczesne", o życiu w latach 60-tych. 

Wątki wspomnieniowe podobały mi się zdecydowanie bardziej. Ciekawe to były czasy i ciekawie żyć się musiało w tym starym Krakowie, gdzie spotkać można było Boya-Żeleńskiego czy Stanisława Przybyszewskiego wraz z małżonką (wiadomo oczywiście, że młodym panienkom w takim towarzystwem nie wypadało się nigdzie pokazać), gdzie dla rozrywki pójść można było do pierwszego w mieście kina lub na jakiś uroczysty pogrzeb (jako że te były jedną większych atrakcji  dla śmietanki towarzyskiej). Niewątpliwie rodzina Kossaków była niezwykle barwna, dlatego tez anegdotki z jej życia i dziś czyta się z wielkim zaciekawieniem, a ja - jako jedynaczka - myślę sobie, że to musiałoby być cudowne mieć taka siostrę jak Lilka. 

Teksty "z drugiej części" - o modzie, zdrowiu, wychowaniu dzieci i roli kobiet - cechuje dość oryginalne podejście do tematu. Choć czytało mi się je dobrze, to jednak dziwnie się podczas tej lektury czułam. To "niedzisiejsze" spojrzenie  jest ciekawe poznawczo, ale trudno się pod nim dziś podpisać. Wątki, które pisane były serio wydają się momentami satyryczne. Ale to zmusza do refleksji i pokazuje, jak silne były zmiany, jakie zadziały się w obyczajowości w drugiej połowie XX wieku i jak zmienił się system wartości. 

Ponieważ lektura tej książki była miła, lekka i przyjemna, a klimat tych rodzinnych historyjek bardzo mi się spodobał, po zakończeniu lektury udałam się do biblioteki i wypożyczyłam sobie "Marię i Magdalenę". Jak napisałam na wstępie - czas nadrabiać te moje braki :-)

piątek, 30 grudnia 2011

"Trzeci klucz" Jo Nesbø

To moje drugie spotkanie z autorem i z jego trylogią z Oslo. Spotkanie udane - powiedziałabym, że nawet bardziej udane niż pierwsze. Łatwiej mi się było wczuć w tom drugi przygód Harrego Hole - enfant terrible wydziału zabójstw. Charakter i metody pracy bohatera były mi już znane, a akcja drugiej części jest bardziej złożona i wielowątkowa, przez co lektura staje się ciekawsza.

Wszystko zaczyna się od napadu na bank, podczas którego ginie jedna z pracownic. Harry wraz z koleżanką z wydziału napadów, specjalizującą się w analizie materiałów video i obdarzoną niesłychaną pamięcią do twarzy, Beate, dochodzą do wniosku, że za śmiercią kobiety musiało stać coś więcej niż tylko kilkusekundowe opóźnienie w wydawaniu kasetki z pieniędzmi i że najprawdopodobniej było to nieźle zaplanowane morderstwo. Równolegle Harry włącza się w sprawę wyjaśnienia tajemniczej śmierci Anny - swojej dawnej kochanki. Z pozoru wydaje się, że sprawa jest prosta i że było to samobójstwo, jednak rodzą się pewne wątpliwości... A Harry wciągnięty zostaje w dziwną grę, która doprowadza do rzucenia podejrzeń na niego samego.

W tle w dalszym ciągu obecny jest wątek zabójstwa Ellen - dawnej współpracowniczki Harrego oraz powiązanego z ruchem neonazistowskim policjanta Toma Waalera. Na razie Harry jest jeszcze daleki od wyjaśnienia prawdy, ale sądzę że w kolejnym tomie, wraz z pomocą Beate mu się to uda ;-)

Akcja jest - w moim odczuciu - dość nieprzewidywalna, jej zwroty były dla mnie zaskakujące. Dlatego przyjemnie mi się ten kryminał czytało i rozejrzę się za kolejną częścią.

"Cukiernia pod amorem. Cieślakowie i Hryciowie" Magłorzata Gutowska-Adamczyk

Cieszę się, że sięgnęłam po "Cukiernię pod amorem" teraz - kiedy wszystkie trzy tomy są już wydane, dzięki czemu po zakończeniu pierwszej części nie musiałam czekać kilku miesięcy by poznać dalsze losy rodziny Zajezierskich :-)

Tom drugi sprostał moim - już po lekturze pierwszej książki dużym - oczekiwaniom. Znów zatopiłam się w tym dawnym klimacie dworu w Zajerzycach. Autorka zabrała mnie też do innych miejsc - w podróż transantlatykiem do Stanów Zjednoczonych (ach, ten okres prosperity!), do międzywojennej Warszawy... To właśnie ten obraz stolicy przypadł mi w drugim tomie najbardziej do gustu. I - nie będę tu za gorsz oryginalna - najbardziej spodobała mi się postać Grażyny Toroszyn vel Giny Weylan. Ta niezwykle silna, obdarzona dużym temperamentem kobieta jest tak przedstawiona, że większości czytelniczek pewnie niejednokrotnie podczas lektury przyjdzie do głowy myśl "chcę umieć w niektórych sytuacjach zachować się jak Gina". Czy to nie pachnie trochę kiczem? Pewnie tak, ale mimo to uważam, że trudno nie polubić tej bohaterki, jej ambicji, konsekwencji w dążeniu do obranego celu, wyobraźni i umiejętności czerpania z życia pełnymi garściami.

Nie będę opisywać fabuły książki. Jest wielowątkowa, jej dokładny opis stałby się dość zagmatwany a pobieżny niezrozumiały, zresztą kto jeszcze książki nie zna może będzie chciał przeczytać, nie będę więc zdradzać szczegółów, żeby nie psuć radości z czytania.

Trzeci, końcowy tom opowiada historię z okresu drugiej wojny światowej oraz późniejszą, do lat 90-tych. I choć przeczytałam go z dużym zaciekawieniem, to jednak te historie wojenne wydały mi się już za bardzo naciągane... Nie jestem fanką tego typu fantastyki historycznej, choć napisana jest moim zdaniem bardzo dobrze. No i od pierwszego tomu najmniej podobały mi się wątki współczesne, a siłą rzeczy w tomie ostatnim jest ich najwięcej. No cóż - tym najmłodszym bohaterom sagi nie dostało się w przydziale aż tyle temperamentu co ich dawniejszym przodkom i w zestawieniu z nimi w moim odczuciu wypadają trochę blado. Co nie zmienia faktu, że od tego ostatniego tomu także nie mogłam się oderwać i przykro mi było, gdy dobrnęłam do ostatniej strony (szczególnie że ta ostatnia strona nadchodzi dość nagle, wydaje się że jeszcze ma się przed sobą wiele kartek, a tu nagle zaczyna się aneks z pełnym kalendarium i rozrysowanymi drzewami genealogicznymi).
Ogólnie bardzo się jestem zadowolona, że coś mnie tknęło i sięgnęłam po ten cykl, mimo że wcześniej nie przejawiałam nim żadnego zainteresowania. Spodobał mi się bardzo ten klimat dawnych lat, tak świetnie uchwycony w pierwszych dwóch tomach. Chętnie przeszłabym się na spacer po dawnych Zajerzycach, przejechała się taksówką Cieślaków po międzywojennej Warszawie, wstąpiła na przedstawienie z Giną do Czarnego Kota... Pomarzyć zawsze można ;-)

czwartek, 29 grudnia 2011

"Ajatollah śmie wątpić" Hooman Majd

Napisana w 2008 roku książka Hoomana Majda została szybko okrzyknięta najlepszą książką o współczesnym Iranie, wiele cenionych amerykańskich gazet wyróżniło ją tytułem najlepszej książki roku, reklamowano ją jako książkę, która pokazuje Iran od środka, takim jaki naprawdę jest. I książka rzeczywiście jest moim zdaniem świetna, ale czy rzeczywiście pokazuje prawdziwy Iran, skoro od jej wydania już tyle się w tym kraju wydarzyło, a autor nie wyczuwał żadnych oznak zmian? Pozostawię to pytanie tym, którzy znają się lepiej na tematyce irańskiej, sama zajmę się książką :-)

Hooman Majd zabiera nas w ciekawą wycieczkę po Iranie. Jest nietypowym przewodnikiem - urodzony w Teheranie bardzo wcześnie wyjechał z ojczyzny, mieszkał w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. Jego ojciec był dyplomatą rządu szacha, jego dziadek zaś jednym z irańskich ajatollahów. Sam autor określa siebie jako jednocześnie 100% Irańczyka i jako 100% Amerykanina - to właśnie ten dualizm spojrzenia sprawia, że jego refleksje na temat Iranu są tak interesujące dla europejskiego czytelnika.

Obraz Iranu, który trafia do nas za pośrednictwem mediów masowych jest dość prosty: religia + broń atomowa. Hooman Majd próbuje nam powiedzieć coś więcej o społeczeństwie irańskim, o jego zwyczajach, wartościach, kompleksach. Możemy się z książki dowiedzieć m.in. o różnicy pomiędzy tym, co "perskie" a tym, co "irańskie", o tym jak wyglądają popołudnia spędzone na paleniu opium z sąsiadami, jaki jest stosunek kobiet do hidżabów, co to są perskie koty i na czym polega irańska wymiana uprzejmości. Zresztą fragmenty mówiące właśnie o owej wymianie uprzejmości są w moim odczuciu najzabawniejszymi momentami w całej książce. Przytoczę jeden, który spodobał mi się najbardziej. Jest to rozmowa z taksówkarzem, który właśnie dowiózł pasażera pod wskazany adres:
 
"– Ile jestem winien? – spytałem, wyjmując grube zwitki zużytych irańskich banknotów warte w sumie mniej niż trzydzieści dolarów.
– Nie warto płacić – padł w odpowiedzi typowy ta’arof.
– Ależ proszę powiedzieć – nalegałem.
– Naprawdę, nic – powiedział kierowca. Przeważnie na tym etapie wystarczy jeszcze jedno „proszę” ze strony pasażera i rachunek zostaje uregulowany, zwykle na korzyść kierowcy, lecz ten młody człowiek postanowił rozegrać ekstremalną partię ta’arofów.
– Proszę – powiedziałem z naciskiem, odliczając kilka banknotów.
– Absolutnie nie, jest pan moim gościem – odparł.
– Nie, bardzo dziękuję, ale naprawdę muszę zapłacić.
– Błagam pana – odpowiedział. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że to może nie być klasyczna wymiana ta’arofów, lecz bardziej złowieszcza odmiana sztuki, prawdziwy pojedynek słowny, w którym przegrywający akceptuje filozoficzne poglądy zwycięzcy. Czy chciał powiedzieć, że nie weźmie pieniędzy, bo gardzi ludźmi o pełnych brzuchach?
– Proszę – raz jeszcze nacisnąłem, nie dbając już o to, czy brzmi to desperacko, ani czy przegrałem tę rundę. – Proszę, niech mi pan powie, ile płacę. – Podziałało. Kazał mi się autentycznie błagać i z nieco pogardliwym, lecz nie złośliwym uśmiechem powiedział:
– Trzy tysiące pięćset tumanów. – Mniej więcej cztery dolary i o jakieś pięćset tumanów więcej niż taki kurs powinien kosztować. Zapłaciłem bez negocjowania ceny i wysiadłem. Patrzyłem, jak taksówkarz zawraca, spoglądając na mnie przez szybę z lekko tryumfalnym uśmiechem. Po chwili mocno nacisnął na pedał gazu i samochód z piskiem opon zniknął w wąskiej uliczce."

Przykładów innych ta'arofów, czyli właśnie tych charakterystycznych wymian uprzejmości, jest w książce zdecydowanie więcej i - szczególnie dla osoby niewtajemniczonej w kulturę - są fascynujące. Podobnie jak i inne fragmenty opisujące zwyczaje dla nas obce. Dlatego lektura ta jest bardzo przyjemna i godna polecenia.
Interesujące jest też samo wydawnictwo, nakładem którego ukazała się ta książka. Dość mało znane, skupiające się na wydawaniu literatury z dość nietypowych zakątków świata - chętnie sięgnęłabym po kolejne tytuły z zakresu literatury faktu wydane w tej serii.

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych świąt :-)


Życzę wszystkim radosnych świąt i mnóstwa interesujących książek pod choinką!

czwartek, 22 grudnia 2011

"Cukiernia pod amorem. Zajezierscy" Magłorzata Gutowska-Adamczyk

Zdziwiłam się, kiedy w tegorocznym plebiscycie Złotej Zakładki "Cukiernia pod amorem" zwyciężyła w dwóch (jeśli się nie mylę) kategoriach - na książkę najbardziej wciągającą i na najciekawszy świat powieści. Co więcej można powiedzieć, że nagrody te były podwójne - na drugim miejscu bowiem uplasował się w obu przypadkach tom drugi. Wbrew pozorom wcale nie zachęciło mnie to do sięgnięcia po tę książkę. Przyznam, że zupełnie nie wiedziałam o czym ta książka jest - uprzedziłam się do niej zanim przeczytałam jej recenzje, sama nie wiem co było przyczyną. Może tytuł, który mi się nie podoba? Może nieciekawa okładka? Naprawdę sama nie wiem, ale jakoś pomyślałam sobie od razu, że to nie jest książka dla mnie.

Dlaczego więc po nią jednak sięgnęłam? W zeszłym tygodniu wybieraliśmy ostatnie prezenty świąteczne. Mąż zachęcił mnie, abym dla jego cioci wybrała jakąś książkę. Nie wiedziałam co wybrać, bo nie za bardzo wiem, jakie książki ciocia lubi. Ale wówczas przypomniało mi się, że "Cukiernia" zdobyła wspomniane wyżej nagrody, pomyślałam więc, że się nada na prezent. Kupiliśmy. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze robimy że kupujemy pierwszy tom trylogii - czy przypadkiem nie kończy się tak, że pozostawia czytelnika ze zbyt dużymi wątpliwościami co dalej? Pomyślałam, że na wszelki wypadek przejrzę książkę pobieżnie, żeby wiedzieć co dajemy w prezencie.

Uprzedzę ewentualne pytania/zarzuty - nie sięgnęłam po egzemplarz kupiony na prezent. Sięgnęłam po wersję elektroniczną książki (co zresztą nie okazało się do końca dobrym rozwiązaniem, bo książka niepoprawnie skonwertowała mi się na kindlowski format i przed kolejnymi rozdziałami nie miałam informacji, w którym roku rozgrywa się akcja, co stanowiło pewne utrudnienie podczas lektury).

Chciałam tak mniej więcej przejrzeć o co chodzi. No ale to się nie udało - książka naprawdę jest wciągająca i musiałam ją przeczytać całą, od początku do końca.

Podczas prac archeologicznych na gutowskim rynku, odnaleziona zostaje mumia z tajemniczym pierścieniem. Ida Hryć, córka właściciela tytułowej cukierni, chciałaby poznać historię pierścienia, wie bowiem że należał on do jej rodziny i że był dowodem na spokrewnienie z hrabią Tomaszem Zajezierskim, lecz w niewyjaśnionych okolicznościach został zagubiony. Ten współczesny wątek szczerze mówiąc przypadł mi najmniej do gustu; to, co mnie urzekło, to XIX-wieczna historia rodziny.

Narracja XIX-wieczna toczy się dwutorowo - wątki z lat 60 poprzeplatane są watkami z lat 80-tych i nawet nieco późniejszych (stąd wspomniany wcześniej brak oznaczeń czasu w mojej wersji był dość doskwierający). Chcąc streścić akcję, w zasadzie trzeba by rzec że w książce niewiele się dzieje.  Ot, takie zwyczajne życie arystokratycznej rodziny na folwarku: szukanie właściwych kandydatów na mężów/żony, polowania, problemy z zarządzaniem majątkiem, animozje polsko-rosyjskie. Bardzo silną stroną książki są jednak niezwykłe jej postaci. Nie ma bohatera, który byłby nijaki, wszyscy są wyraziści i barwni. I to dzięki nim książkę naprawdę dobrze się czyta.

Nie przypominam sobie, żebym czytała polską książkę pisaną współcześnie, ale osadzoną w takich realiach. Nie wiem, czy tego typu powieści są popularne, czy nie, ale tak sobie myślę, że miałabym wielką ochotę czytać tego rodzaju literatury więcej. Przez fakt, że jest to pisane współcześnie, czyta się łatwo - i nie chodzi mi tu jedynie o język, lecz także o to, że jednak wszystkie poruszane tematy są tam jakoś przez pryzmat dzisiejszych czasów napisane, wybrane w taki sposób, żeby dla współczesnego czytelnika były interesujące. Jednocześnie czytelnikowi wydaje się, że czuje ten stary klimat, te popowstańcze emocje. Dlatego sięgnę też po kolejne tomy, licząc że odnajdę w nich to samo.

"Syrenka" Camilla Lackberg

Jak to śpiewał pewien klasyk "trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym"... Fajnie, że cykl kryminalny pani Lackberg tak się czytelnikom na całym świecie spodobał, ale w moim odczuciu przedłużanie go jest zabiegiem, który może mu już tylko szkodzić. "Syrenka" mnie naprawdę rozczarowała.

"Syrenka" to tytuł książki, jaką napisał Christian Thydell - bohater, z którym zetknęliśmy się już w poprzedniej części, pracownik miejscowej biblioteki, który kilkukrotnie pomagał Erice w odnalezieniu różnych ciekawych wycinków prasowych sprzed lat. Książka, nad którą Christian pracował w poprzednim tomie, teraz zostaje wydana a Christian zapowiada się na wschodzącą gwiazdę. Nie wszystko jednak układa się tak gładko - okazuje się, że Christian od pewnego czasu dostaje listy z pogróżkami. Co więcej, okazuje się także, że jego dwaj przyjaciele także takie listy otrzymują, a trzeci przyjaciel zostaje odnaleziony zamordowany.

Rozwiązanie zagadki naprawdę mnie tym razem nie zaskoczyło, wydawało mi się bardzo oczywiste niemal od początku. Ale to bym jeszcze jakoś przełknęła. Najgorsze było zakończenie książki, dotyczące już nie spraw związanych ze śledztwem, ale samych głównych bohaterów - Patrika i Eriki. Nie będę oczywiście go zdradzać. Napiszę tylko, że zupełnie nie zachęca mnie do sięgnięcia po "Latarnika", kolejny tom sagi.

Nie uważam bynajmniej, że cały cykl jest zły. Wręcz przeciwnie, większą jego część przeczytałam z wielką przyjemnością, pochłonęłam wręcz, bo ciężko mi było się od nich oderwać. Po prostu jest tego trochę za dużo, a ja się nie zatrzymałam w porę. 

Ciekawa jestem, ile jeszcze zabójstw będzie musiała rozwikłać fjällbacka policja. No cóż, nabrała już wprawy... Kiedyś zajmowali się jedynie sprawami kradzieży rowerów, a teraz co pół roku brutalne morderstwo... Strach pada na szwedzką prowincję ;-)

środa, 21 grudnia 2011

"Księżniczka z lodu" Camilla Läckberg

Choć wydawałoby się, że zima do nas już zawitała, za moim oknem delikatnie pada śnieg i chodniki nieco się przybieliły, to jednak daleko nam (na szczęście!) do szwedzkiej zimy. A to właśnie obraz szwedzkiej zimy otwiera pierwszą część sagi kryminalnej Camilli Lackberg. 

Pewnego dnia, opiekujący się domem 35-letniej Alexandy mężczyzna, znajduje jej ciało w łazience. Z powodu awarii pieca grzewczego w domu było tak zimno, że ciało całkowicie zamarzło, dlatego też widok pięknej martwej Alexandry przywoływał skojarzenia z tytułową księżniczką z lodu. 

Z pozoru wydawało się, że była to śmierć samobójcza, jednak bliscy kobiety nie dawali temu wiary. W sprawę wyjaśnienia zagadki zaangażowała się Erika - dawna szkolna koleżanka Alexandry, dziennikarka i pisarka. Erika współpracuje z miejscową policją (dla której ta sprawa to nie lada wyzwanie - pierwsze w historii dochodzenie w sprawie morderstwa), w której najzdolniejszym policjantem okazuje się Partick, znajomy Eriki z młodości a także - czego początek możemy zaobserwować w pierwszym tomie - jej przyszły partner życiowy.  

Kluczem do złapania zabójcy jest przeszłość Alexandry - policja (wraz z Eriką) muszą zrozumieć, co łączy Alexandrę z dość niesympatyczną ale wpływową rodziną Lorentzów i z utalentowanym malarzem-alkoholikiem Nilssonem, a także poznać inne tajemnice rodzinne Alexandry.

Część wątków wydaje mi się nieco zbyt oczywista.Na szczęście nie wszystkie - wówczas nie byłoby już żadnej przyjemności z czytania... A może to kwestia przesycenia tą serią? Bo choć to pierwsza jej część, to dla mnie już piąta. Tak się bowiem złożyło, że czytam je zupełnie nie po kolei. Zaczęłam od tomu bodajże czwartego, potem przyszedł czas na drugi i trzeci, potem na piąty, a teraz dopiero na pierwszy. Choć każdy tom to nowa zagadka kryminalna, to jednak fakt, że w sadze tej równie ważną część jak śledztwo stanowi życie prywatne głównych bohaterów, to czuję, że coś mi przez tę moja dziwaczną kolejność czytania umknęło. Wiedząc co będzie się w życiu bohaterów dziać w przyszłości, wątki obyczajowe powieści mnie nie wciągały tak bardzo, jak powinny. No, ale teraz jak wreszcie przeczytałam część pierwszą, to przynajmniej wiem jak to wszystko się rozpoczęło :-)

wtorek, 20 grudnia 2011

"Nana" Emil Zola

"Nana", podobnie jak inne najbardziej znane dzieła Emila Zoli takie jak "Germinal" czy "Wszystko dla pań", jest częścią 20-tomowego cyklu Rougon-Macquart, opisującego losy członków tej rodziny w czasie II Republiki Francuskiej. W założeniu cały cykl stanowi dokładny opis republiki - niezwykle wnikliwą analizę panujących stosunków wszystkich warstw społecznych. Stosunków "niezdrowych" - niechybnie prowadzących do upadku republiki. Ponadto cały cykl jest także próbą udowodnienia słuszności koncepcji naturalistycznej wizji człowieka, którego los zdeterminowany jest w równym stopniu  przez zewnętrzne środowisko, w którym przebywa jak i przez własne pochodzenie. 

O Nanie wiedziałam tyle, że to jedna z najbardziej znanych w literaturze prostytutek. Ponieważ bardzo dobrze czytało mi się "Wszystko dla pań", w stosunku do kolejnej książki Zoli miałam od razu duże oczekiwania. Początkowo trochę się książką rozczarowałam - nie mogłam odnaleźć się w gąszczu bohaterów - wszystkich tych mężczyzn, z którymi Nanę coś łączyło: nie wiedziałam kto jest kim i jakie są pomiędzy tymi wszystkimi postaciami zależności. Bohaterowie ci pojawiają sie bowiem wszyscy jednocześnie, bez żadnego wprowadzenia - dopiero później, kiedy związki Nany są nieco dokładniej przedstawione, wychwyciłam dokładniej i utrwaliłam ich sobie nieco lepiej. Choć przyznam, że lekki zamęt towarzyszył mi przez większą część lektury.

Nanę poznajemy podczas przedstawienia w teatrze. Teatrze dość nowoczesnym, który sam właściciel woli nazywać burdelem, aniżeli teatrem. Sztuki tam przedstawiane słyną z tego, że wywołują skandale - tak jest też z przedstawieniem, w którym gra Nana. Nie jest ona zdolną aktorką i to nie talent przyniósł jej sławę, lecz fakt, że w trzecim akcie sztuki występuje naga. W zasadzie wszystkie rozdziały powieści rozgrywają się podczas spotkań paryskiego półświatka - spotkań towarzyskich na salonach, weekendów na wsi, wyścigów konnych, proszonych obiadów... I to podczas tych wydarzeń poznajemy kolejnych mężczyzn, którzy dla Nany stracili głowę i których doprowadziła do tragedii - do bankructwa (jak bankiera Steinera czy hodowcę koni Vandeuvresa), do kradzieży (jak Filipa Hugona), do samobójstwa (jak jego brata)...

Co takiego jest w Nanie, że wszyscy mężczyźni tracą dla niej głowę? Nana nie jest piękna ani mądra. Jest za to dość zachłanna, niegospodarna, bezwzględna, ordynarna. Ale taka właśnie miała być. Pojawiający się w jej życiu mężczyźni odbijają się w niej jak w zwierciadle. I ich zauroczenie Naną ma dowodzić temu, jakie zubożałe jest społeczeństwo francuskie tamtych czasów. Zabieg - trzeba przyznać - całkiem udany.

Skłamałabym, gdybym napisała, że książka mnie zauroczyła i że nie mogłam się od niej oderwać. Tak jak napisałam - początek był dość skomplikowany z racji na ilość bohaterów, w dalszej części pojawiały się niekiedy dłużyzny, przez które ciężko mi było momentami przebrnąć. Mimo wszystko jednak cieszę się, że "Nanę" przeczytałam. Chciałam poznać losy bohaterki i przyjrzeć się bliżej XIX - wiecznemu społeczeństwu francuskiemu i ten cel niewątpliwie został osiągnięty :-)

"Czerwone gardło" Jo Nesbø

Wybór tej, a nie innej powieści Jo Nesbø był dość przypadkowy - miałam ochotę przeczytać jakąś książkę tego norweskiego pisarza, akurat natknęłam się na wersję elektroniczną "Czerwonego gardła", więc ją jako pierwszą "wzięłam na widelec".

Tak naprawdę jest to trzecia z cyklu powieść, której bohaterem (ewentualnie: antybohaterem) jest Harry Hole (uwaga na marginesie - polskie tłumaczenia ukazywały się w dość dziwnej kolejności, tom drugi został przetłumaczony dopiero w 2011 roku, choć tomy kolejne wydawane były w Polsce już 5 lat wcześniej). Harry Hole niewątpliwie jest uzdolnionym policjantem, zaangażowanym w swoją pracę, sprawnie kojarzącym różne fakty, drążącym temat nawet gdy wszystkim wokół niego sprawa wydaje się skończona. Z drugiej strony Harry jest nie do końca przystosowany społecznie, prowadzi specyficzny tryb życia, jest alkoholikiem, nie stroni też od narkotyków.

Na początku "Czerwonego gardła" Harry bierze udział w akcji ochrony przyjazdu do Oslo amerykańskiego prezydenta. Podczas akcji dochodzi do niefortunnego incydentu, podczas którego Harry rani pracownika Secret Service - zachowanie Harrego jest zgodne z instrukcjami, jakie otrzymał; współpraca między norweskimi i amerykańskimi służbami specjalnymi okazała się nie do końca doprecyzowana, Harry działał w dobrej wierze i był przekonany, że mężczyzna do którego strzela może być terrorystą planującym zamach na prezydenta.

Aby zatuszować całą sytuację, Harry zostaje awansowany i oddelegowany z policji do innych służb wewnętrznych. I tam zainteresuje się sprawą, wokół której toczyć się będzie akcja "Czerwonego gardła" - oto bowiem dowiaduje się, że do Oslo przemycony został bardzo nietypowy karabin. Harry podejrzewa, że może on być użyty w jakimś zamachu i postanawia przyjrzeć się sprawie z bliska. Dowody doprowadzają go do środowiska neonazistów, z którym już miał trochę do czynienia wcześniej. Sprawa zaczyna się coraz bardziej komplikować...

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo: równolegle do postępów sprawy prowadzonej przez Harrego poznajemy losy kilku żołnierzy norweskich walczących podczas II wojny światowej na froncie wschodnim. Wytłumaczenie całej zagadki kryminalnej jest ściśle powiązane z tym, co wydarzyło się w norweskim oddziale zimą 1941/42 pod Leningradem...

Cała historia znajduje dość zaskakujący finał i trzyma w napięciu. Dlatego nie wykluczam, że sięgnę po kolejne tomy kryminałów o komisarzu Hole.

Tym, którzy się jeszcze wahają, czy sięgnąć po "Czerwone gardło" podpowiem jeszcze, że autor otrzymał za tę książkę w 2000 roku nagrodę norweskich księgarzy a w 2004 roku książka została wybrana najlepszym norweskim kryminałem wszech czasów.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Mój dzień w książkach


Na swoim blogu Lirael zaproponowała ciekawą zabawę, polegającą na uzupełnieniu pewnego tekstu tytułami książek przeczytanych w 2011 roku. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta zabawa mi się nie spodoba, ale ponieważ mam teraz trochę wolnego czasu (dopadł mnie jakiś dziwny wirus czy bakteria i przebywam na tzw. L4) pomyślałam, że jednak spróbuję. I wypełniając ten krótki tekst bawiłam się wyśmienicie, nie przypuszczałam, że sprawi mi to tyle frajdy. Więc jeśli ktoś jeszcze nie wie, czy się przyłączyć do zabawy - zachęcam :-)

Oto mój tekst:

Zaczęłam dzień Jak ryba w wodzie.
W drodze do pracy zobaczyłam Saturn
i przeszłam obok  Raju tuż za rogiem
żeby uniknąć Trzeciego znaku,
ale oczywiście zatrzymałam się przy Czarodziejskiej górze.
W biurze szef powiedział: Jestem tu od wieków.
i zlecił mi zbadanie Dzienników ze Spandau.
W czasie obiadu z Hamidą z zaułka Midakk
zauważyłam Kukułkę
pod  Skrzypcami z Auschwitz.
Potem wróciłam do swojego biurka Złotym rydwanem.
Następnie, w drodze do domu, kupiłam Złą krew
ponieważ mam Białą gorączkę.
Przygotowując się do snu, wzięłam Staroświecką historię
i uczyłam się Arabskiej pieśni,
zanim powiedziałam dobranoc Kobiecie z wydm

"Die Tauschung" Charlotte Link

Nie jest to nowa książka Charlotte Link, ale z tego co wiem nie została na razie wydana po polsku. Może jeszcze z czasem wydawcy skuszą się na jej przetłumaczenie - moim zdaniem warto :-)

Książkę rozpoczyna seria morderstw, z pozoru oczywiście nie mających nic ze sobą wspólnego: zabójstwo starszej kobiety w Berlinie oraz morderstwo młodej wdowy i jej 4-letniej córeczki na południu Francji.
.
Potem poznajemy główną bohaterkę - niespełna 30-letnią Niemkę o imieniu Laura. Wiedzie ona dość zwyczajne życie - mąż, małe dziecko, domek na przedmieściu. Ten obraz nie jest jednak sztucznie wyidealizowany - w życiu Laury nie wszystko układa się tak, jakby to sobie wymarzyła, ale ogólnie Laura ma świadomość, że nie ma szczególnych powodów, by się nad sobą użalać.

Mąż Laury, jak co jesień, wyjeżdża na tygodniowy urlop, który spędza ze swoim przyjacielem we Francji. Takie typowe "męskie" wakacje na łódce. W tym roku jednak sprawa się komplikuje - mąż Laury nie dociera na miejsce, jak się po czasie okazuje i on dołącza do ofiar mordercy. Próbując dowiedzieć się, co się wydarzyło Laura odkrywa że mąż od dawna ją oszukiwał a jej życie nie jest takie, jak je do tej pory postrzegała: jego firma zbankrutowała, dom oraz posiadłość we Francji mają zastawioną hipotekę, a on sam od kilku lat miał romans i planował uciec z kochanką do Argentyny.

Nie jest to typowy kryminał opisujący kolejne postępy w śledztwie, uwieńczony rozwikłaniem zagadki i objawieniem czytelnikowi kim był zabójca. To raczej powieść psychologiczna z kryminałem w tle. O tym kto stoi za zbrodniami dowiadujemy się dość szybko. Pozostaje pytanie: co tak właściwie się wydarzyło i dlaczego? I to o tym jest ta książka. 

Podobał mi się styl Charlotte Link. To jest druga jej książka, którą miałam okazję przeczytać (i myślę, że nie ostatnia). Choć akcja rzeczywista książki obejmuje może dwa tygodnie czasu, to bohaterów poznajemy przez wydarzenia wcześniejsze - przez ich wspomnienia, retrospekcje. I wszystkich bohaterów poznajemy dość dokładnie - autorka nie pomija nawet tych drugo- czy trzecioplanowych: wszyscy oni okazują się bowiem mieć znaczenie dla rozwikłania całej sprawy.

Mnie akcja wciągnęła i ciężko mi się było momentami od książki oderwać :-)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

"Rozmowy nad Nilem" Nadżib Mahfuz

Po raz pierwszy styczność z literaturą Nadżiba Mahfuza miałam przy lekturze "Hamidy z zaułka Middak" - książki, która bardzo mnie wciągnęła i którą oceniam bardzo wysoko. Z "Rozmowami nad Nilem" wiązałam więc z założenia duże nadzieje. Rozczarowałam się dość mocno, choć nie od samego początku. Ten bowiem (mam na myśli początek) zapowiadał się dość dobrze - główny bohater, Anis, pracownik ministerstwa, przeżywa trudne chwile w pracy. Nie może się doczekać wieczoru, kiedy to jak zawsze spotka się ze swoimi przyjaciółmi na barce, gdzie w oparach haszyszu odbywać będą długie rozmowy. Narkotyki spożyte poprzedniego wieczora najwyraźniej jeszcze z organizmu Anisa nie wyparowały, oto bowiem oddaje swojemu przełożonemu kilkustronicowy, napisany z wielkim zapałem raport. Jedyny problem w tym, że Anis nie zauważył, że już na pierwszej stronie tekstu skończył mu się atrament - pieczołowicie pisał dalej, a na kartkach pozostały jedynie lekkie zarysowania od stalówki pióra.

Ten pierwszy fragment książki przeczytałam rano, przy śniadaniu. Resztę książki (jest bardzo cienka, ok. 150 stron) czytałam w zdecydowanie mniej komfortowych warunkach - czekając na przegląd rejestracyjny samochodu, w stacji kontroli pojazdów. Za mną grał telewizor, w którym leciała "Interwencja" czy inny tego typu program. Może to właśnie przez te zewnętrzne warunki nie mogłam się zupełnie odnaleźć w książce? Może gdybym czytała sobie "Rozmowy..." spokojnie w zaciszu domowym odebrałabym je lepiej? Trudno powiedzieć, ale na pewno okoliczności mi nie pomogły.

Dalsza część książki toczy się już bowiem na wspomnianej barce nad Nilem, na której bohaterowie toczą swoje długie rozmowy. Rozmowy o kraju i o społeczeństwie. Rozmowy, które ukazują słabość elit intelektualnych Egiptu - choć poruszały ważne egzystencjalne tematy, to bohaterowie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, ich sposób myślenia pokazany został jako pusty i sztampowy, niewykraczający poza własny interes i marzenie o wieczornej porcji haszyszu. 

Myślę, że dla osoby spoza tego kręgu kulturowego, nieinteresującej się historią Egiptu w latach 60-tych, ta książka nie jest łatwa w odbiorze. Mnie w każdym razie znudziła - te egzystencjalne dysputy mnie nie wciągnęły. Gdyby książka była dłuższa, pewnie bym nie doczytała do końca...

niedziela, 11 grudnia 2011

Salon Ciekawej Książki 2

Odwiedziłam wczoraj Salon Ciekawej Książki - targi książkowe w łódzkiej Hali Expo.

Bardzo liczyłam na zapowiadane spotkanie z Chrisem Niedenthalem. Niestety - program targów uległ zmianie i spotkanie zniknęło z harmonogramu :-(

W sumie cała wizyta skończyła się na drobnych zakupach książkowych, które widać na zdjęciu zamieszczonym obok. Część książek moich, część męża, ale postanowiłam wszystkie pokazać.

Od lewego górnego rogu:
- "Łódź w PRL-u" - bardzo ładnie wydane kompendium wiedzy o moim mieście w latach 1945- 1980. Zdjęcia Łodzi takiej, jakiej już prawie nie pamiętam.
- "Medytacje nad kuflem piwa" - Jaroslav Hasek
- "Rewitalizacja zdegradowanych obszarów miejskich" - w dwóch tomach. Jeden traktuje o zagadnieniach teoretycznych, drugi o przykładach praktycznych
- "Mulat w pegeerze. reportaże z czasów PRL-u" - bardzo mnie zaintrygowało. To reportaże o obyczajowości, pokazujące zapomniany świat Polski Ludowej i problemy, którymi wówczas żyło społeczeństwo - problemy pierwszych naturystów, historię staruszki, która trzymała skarb pod łóżkiem. Zobaczymy jak się będzie czytało, język - z tego co przejrzałam - bardzo interesujący.
- "Historia partii umiarkowanego postępu (w granicach prawa)" - jak już kupować Haseka, to kupować ;-)
- "Gnom; Caryca; Szmaciak" Janusza Szpotańskiego - wydawało nam się wcześniej, że jest to książka nie do zdobycia, a tu proszę, taki prezent 
- "Sybilla; pielgrzym" Par Lagerkvist - przyznam, że nie znałam wcześniej tego szwedzkiego noblisty. Ale pan ze stoiska antykwarystycznego tak wspaniale o tej książce opowiadał, że musiałam ją kupić. Zresztą owo stoisko naprawdę świetne. Niestety (dla mnie) jest to antykwariat z Warszawy, ale prowadzą sprzedaż wysyłkową, zainteresowanych zachęcam do odwiedzenia ich strony.
- "Paddington" - przygody ślicznego misia z Peru na świąteczny prezent :-)
Jedną z atrakcji targów było ważenie zakupionych książek. Jeśli zakupy ważyły 4 kilo, otrzymywało się prezent. Choć nie planowaliśmy tego, okazało się że nasze książki ważyły prawie 5 kg, więc na miłe zakończenie przy wyjściu mogliśmy sobie jeszcze wybrać jedną książkę z kilku propozycji i ostatecznie trafił do nas jeszcze "Hotel dla nowożeńców" (niezamieszczone na zdjęciu).

środa, 7 grudnia 2011

"Ogród wiecznej wiosny" Cristina Lopez Barrio

Do sięgnięcia po tę książkę zachęciły mnie przede wszystkim bardzo zachęcające opinie, które znalazłam na różnych blogach - o tym, że to hiszpańska saga rodzinna nawiązująca nieco do "Stu lat samotności", że postaci są niezwykle ciekawe i intrygujące, że czyta się jednym tchem. Zaryzykowałam więc. Ale niestety pod tymi pochlebnymi recenzjami podpisać się w 100% nie mogę.

Niewątpliwie sprawdziło się to, że jest to saga rodzinna :-) Jest to historia rodziny Laguna, a ściślej rzecz ujmując: kobiet z rodziny Laguna. Ciąży na nich klątwa - nie zaznają szczęśliwej, odwzajemnionej miłości i na świat wydadzą córkę, której także pisany będzie taki los.

Oto na początku powieści poznajemy Clarę. Clara - przepiękna młoda dziewczyna - poznaje myśliwego, który przyjechał do wioski na sezon polowań. Z początku wydaje się, że uczucie, które rodzi się między tym dwojgiem ma szansę na przetrwanie. Jednak pozycja społeczna Clary jest zbyt niska, by chłopak chciał się z nią na poważnie związać. Kiedy okazuje się, że Clara jest w ciąży, a sezon polowań dobiega końca, chłopak odjeżdża, pozostawiając jej prezent - kupiony dla niej Czerwony Dom. Clara decyduje się na dość niekonwencjonalną formę zemsty na ukochanym - z Czerwonego Domu robi bardzo dobrze prosperujący lupanar. W tym domu przychodzi na świat jej córka, a następnie wnuczka... Klątwa rodzinna trwa, czytelnik zastanawia się czy kiedykolwiek się coś w tym zakresie zmieni.

Akcja powieści, która rozpościera się na 100 lat ukazuje ciekawe przemiany społeczeństwa hiszpańskiego. Większa część historii dzieje się w małej kastylijskiej wiosce. Na przestrzeni tego okresu bardzo zmienia się mentalność jej mieszkańców, co widać na przykładzie zmieniającego się stosunku do kobiet z wyklętej rodziny. Córce Clary bardzo zależy na tym, aby jej rodzina została zaakceptowana, jest w stanie wiele poświęcić, by zrealizować swój cel. Ale okazuje się, że to nie jest takie proste...

Pozostaje pytanie, co takiego mi w tej książce nie pasowało, co nie spełniło moich oczekiwań. Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że może jednak to po prostu nie jest gatunek dla mnie - już kilkukrotnie łapię się na tym, że takie połączenie sagi rodzinnej z jakąś taką magią zmysłów nie jest dla mnie. Opis książki i recenzje mnie urzekają, a sama książka nie. Niby czuję, co autor chciał osiągnąć, ale do mnie to po prostu nie trafia. Nie odbieram wykreowanych postaci jako emocjonalnych, namiętnych, nie umiem w nich dostrzec tej głębi psychologicznej. Może lepiej więc, żebym sięgała po innego typu lektury ;-)

sobota, 3 grudnia 2011

Salon Ciekawej Książki

Doczekałam się w Łodzi fajnie się zapowiadającego wydarzenia książkowego. Już za niecały tydzień odbędzie się Salon Ciekawej Książki: http://www.mtl.lodz.pl/ksiazka
Do tej pory z pewnym żalem patrzyłam na informacje o targach książkowych w innych miastach... Wciąż zadawałam sobie pytanie: "a dlaczego to nie dzieje się w Łodzi?". Niestety nie tylko tego typu wydarzeń w moim mieście brakuje, ale cóż, nie ma co teraz nad tym się rozwodzić. Trzeba się cieszyć, że wreszcie coś się zadzieje.
Mam nadzieję, że to będę interesujące trzy dni :-) Już się na nie zarejestrowałam, dzięki czemu za bilet zapłacę jedynie symboliczną złotówkę.