wtorek, 28 sierpnia 2012

Konkurs urodzinowy

Parę dni temu minął rok, odkąd prowadzę blog na blogspocie. Postanowiłam podtrzymać miłą tradycję konkursów, które różni blogerzy z takich okazji organizują :-)

Do wygrania jedna z dwóch książek: 

1) "Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami" Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny 

lub 

2) "Good night, Dżerzi" Janusza Głowackiego.

Zasady konkursu: pozostawcie w komentarzu informację, którą z wyżej wymienionych nagród bylibyście zainteresowani i napiszcie, jaką książkę byście mi polecili - to może być Wasza ulubiona lektura, bądź np. taka, która sądzicie, że mogłaby mi się spodobać :-)

Jeśli nie prowadzicie bloga - napiszcie proszę swój adres e-mail.

Jeśli prowadzicie bloga - będę bardzo wdzięczna za umieszczenie informacji o moim konkursie.

Konkurs urodzinowy u Karoliny
Zamknięcie konkursu nastąpi 20 września.

piątek, 17 sierpnia 2012

"Zły" Leopold Tyrmand

"Zły" to mój pewnego rodzaju wyrzut sumienia - wszyscy, z którymi na temat tej książki rozmawiałam, czytali ją dawno temu w liceum. A mnie jakoś w liceum się nie udało - owszem, pamiętam że kiedyś sięgnęłam ją z półki i obłożyłam w jakąś gazetę. Ale jakaś taka była dość gruba i nieporęczna i nie wchodziła mi do torebki, więc szybko wróciła z miejsca, z którego ją wyciągnęłam...

Warszawa, lata 50-te. Świat przestępczy nie może spać spokojnie - w stolicy pojawia się Ktoś, kto na własną rękę próbuje wymierzać sprawiedliwość. Pojawia się niespodziewanie właśnie w tych miejscach, w których dzieje się coś złego. Dla jednych człowiek ten jest bohaterem, który przychodzi na pomoc potrzebującym. Dla innych - to ten Zły, który przeszkadza, którzy zagraża status quo. Tożsamość tajemniczego mężczyzny stanowi zagadkę, którą chce wyjaśnić coraz więcej osób. Wśród nich jest redaktor Kolanko i jego podopieczny, który by odkryć prawdę sam próbuje wkręcić się w przestępczy światek. Jest też doktor pogotowia Halski, który od początku czuje do Złego sympatię. Jest piękna panna Marta, którą Zły uratował na Placu trzech Krzyży przed atakiem chuliganów (a ponieważ jest to - jak napisałam - piękna kobieta, nie trudno odgadnąć, że wraz z jej pojawieniem się zaczyna się też wątek miłosny, który łączy Martę i lekarza). No i oczywiście są jeszcze ci "po drugiej stronie" - prezes Merynos, mający wyjątkowy dar do robienia przekrętów i cały krąg jego współpracowników (cinkciarze, koniki, chuligani i reszta "elementu przestępczego").

Jednak dla mnie głównym bohaterem tej książki jest Warszawa. Warszawa, która powstaje z gruzów wojny - już w wielu miejscach ładnie odbudowana, jednak pełna jeszcze kamienic grożących zawaleniem. Nazwy znajomych ulic, parków, miejsc - wszystko opisane tak drobiazgowo i wiarygodnie, że czytając opisy miałam wrażenie, jakbym widziała to miasto sprzed lat. Klimat stołecznych lokali, pełnych dymu z papierosów, oparów wódki i zapachu serwowanego jako przystawkę śledzia. Warszawa, w której toczy się niby normalne życie, ale jednak tak dziś obce, dalekie...

Pozostając pod urokiem tego nastroju, sięgnę niebawem po "Życie towarzyskie i uczuciowe".

czwartek, 16 sierpnia 2012

Zmiany, zmiany

Ponieważ moje życie obfituje ostatnio w zmiany, chciałam żeby zmiany dosięgnęły także bloga. Stąd pomysł, żeby zmienić szablon. Miłego czytania w nowym układzie :-)

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" Swietłana Aleksijewicz

Jeśli macie ochotę na książkę łatwą, miłą i przyjemną - lepiej trzymajcie się z daleka od reportażu Swietłany Aleksijewicz. Jeśli natomiast chcecie spojrzeć z innej strony na II wojnę światową i ujrzeć ją oczami kobiet, które walczyły w Armii Czerwonej - przeczytajcie.

Większość relacji wojennych, jakie znamy (przynajmniej tych, które ja znam), pochodzą od mężczyzn. Nieliczne kobiety, które się w tych opowieściach przewijają, najczęściej  pracowały w szpitalach polowych. Ale nie spotkałam się wcześniej z relacjami kobiet, które walczyły na pierwszej linii frontu, które były strzelcami, czołgistkami, artylerzystkami, snajperami czy lotnikami. W "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" takich opowieści jest kilkadziesiąt.

Autorce zależało, żeby odszukać i porozmawiać o wojnie z kobietami-żołnierkami, chciała poznać ich wspomnienia i zrozumieć emocje, które im towarzyszyły. Początkowo łatwo nie było - wiele kobiet nie chciało z nią rozmawiać. Wiele po prostu nie umiało o wojnie mówić - nikt wcześniej z nimi na ten temat nie rozmawiał, zakazywano im opowieści frontowych, zamykano im usta. O ile z wielu mężczyzn walczących na wojnie zrobiono bohaterów, o tyle w przypadku kobiet dla wielu taka frontowa przeszłość była problemem i obciążeniem.

Bohaterki książek bardzo się od siebie różnią, pochodzą z różnych zakątków ZSRR, różnie wyglądało ich przedwojenne życie. Ale jedno je łączy: zdecydowały się na ochotnika zaciągnąć do armii. I - co mnie zaskoczyło - czytając te wspomnienia wydaje się, że one rzeczywiście bardzo tego chciały, że to nie jest efekt propagandy, udawanie. Szły na wojnę, bo tak trzeba było ich zdaniem w tamtej chwili postąpić. Szły mając mętne wyobrażenie o tym, co je na tej wojnie czeka. 

Dostawały parę za dużych męskich butów i mundur. Szybko zapominały o swej kobiecości. Patrzyły na wojnę nieco inaczej niż ich koledzy - przez pryzmat kolorów, zapachów, emocji. Często same sobie chciały udowodnić, że one też mogą walczyć (często musiały też udowodnić to swoim przełożonym). jest w tych wspomnieniach coś niesamowitego, dlatego warto po tę lekturę sięgnąć. Choć nie ukrywam, że czyta się bardzo ciężko, że wiele razy miałam ochotę książkę odłożyć na bok i już do niej nie wracać. Ale wróciłam. I nie żałuję.

piątek, 10 sierpnia 2012

"Nałkowska albo życie pisane" Hanna Kirchner

Do tej pory zawsze starałam się pisać o moich lekturach w kolejności ich czytania. Ale mam trochę "zaległości", więc postanowiłam wyłamać się i napisać teraz o książce, którą mam  przeczytaną"na świeżo".

Dwa tygodnie temu przeczytałam rewelacyjną biografię Słonimskiego (za parę dni postaram się o niej umieścić jakąś notkę). Powtórzyłam tym samym "błąd" Marlowa. Biografia Nałkowskiej bowiem do biografii Słonimskiego się nie umywa... A zestawienie ich w tak nieodległym od siebie czasie, tylko to uwydatnia.

Z pewnością można się z biografii dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o życiu i twórczości Nałkowskiej. Ale trzeba się uzbroić w cierpliwość. I nie chodzi o to, że książka ma 800 stron - przy dobrze napisanej książce jej długość nie ma przecież znaczenia. Ale - w moim odczuciu - "Nałkowska albo życie pisane" po prostu dobrze napisana nie jest.

Po pierwsze, jak na biografię autorka posługuje się zbyt kwiecistym językiem, np.:
 
"Tajemnicę jak odbezpieczony granat nosiła w sobie całe dnie i bezsenne noce, rozdzierana współczuciem dla niego, dla niej, dźwigająca bezmiar rozpaczy obojga."

 "Następne cztery lata życia pisarki to będzie już schodzenie, zsuwanie się z tego szczytu ku ziejącej u stóp ciemności. Ta droga w dół cierpiącego ciała, ducha owładniętego zwątpieniem i rozpaczą, z Imaginacją i Strachem u boku, przemienia się mimowolnie w obraz świata. jak bezgłośnie osuwający się wzdłuż swego powietrznego zarysu gmach życia zbiorowego, trafiony bombą najeźdźcy."

Po drugie, autorka bardzo wiele miejsca poświęca analizie tekstów Nałkowskiej. To oczywiście z pozoru nie jest żaden mankament, ale problem tkwi w tym, że mnie przez te analizy ciężko było przejść. Są napisane jakby uniwersyteckim żargonem. Nie są niezrozumiałe, ale jeśli takie opisy ciągną się po kilkanaście stron (a każdy analizowany utwór jest naprawdę poddawany wnikliwej analizie i właśnie tyle miejsca ona zajmuje), to jest to dla czytelnika męczące: 

"Hybrydyczność powieści polega na szczególnej współobecności precyzyjnego opisu, kipiącego bogactwem realiów, i odmiennej poetyki unoszącej cząstki życia w strefę symbolu i refleksyjnego uogólnienia (...) Tworzy się w ten sposób jakby nad-rzeczywistość, metatekst zmagań umysłu dociekającego sensu świata."

"Ja społeczne" ma przewagę nad "Ja głębokim", "Ja-dla-siebie."

"Hipoteza losu stworzeń ziemskich jako przede wszystkim "bytu-ku-śmierci" ma u Nałkowskiej młodopolską, głównie schopenhauerowską prowiniencję." 

Autorka wydaje się też być bardzo silnie związana emocjonalnie z Nałkowską. To oczywiście zrozumiałe, jeśli tyle pracy naukowej i życia poświęca się na badania nad jakąś osobą, nad studiowaniem jej utworów i wspomnień i niej w oczach innych. Odniosłam jednak wrażenie, że autorce zabrakło momentami nieco krytycyzmu wobec Nałkowskiej. Zdziwiło mnie, kiedy Hanna Kirchner przytaczając krytyczne recenzje niektórych utworów Nałkowskiej, daje jednoznacznie do zrozumienia, że ci krytycy po prostu utworów nie zrozumieli. I nie chodzi o recenzje, które wyszły spod pióra jakiś "pismaków", lecz o opinie, jakie wobec dział Nałkowskiej wygłosili najwięksi, współcześni jej pisarze.

Zofia Nałkowska była wyjątkową postacią. Intrygujące są jej relacje z mężczyznami - z jednej strony była feministką, walczącą o pozycję kobiet w społeczeństwie, z drugiej zaś wiązała się z mężczyznami, którzy ją krzywdzili. Myślę jednak, że lepiej na ten temat przeczytać ciekawy wywiad z autorką biografii (link po kliknięciu), niż zagłębiać się w całą książkę...

środa, 8 sierpnia 2012

"Pasje utajone" Irving Stone

Bardzo długo polowałam na tę książkę. Jakoś nie miałam szczęścia by znaleźć ją w bibliotekach, nikt spośród znajomych jej nie miał, w antykwariatach też kręcili nosem gdy mówiłam, czego szukam. Aż ukazało się wznowienie... :-) Przystąpiłam więc do lektury z rozbudowanymi oczekiwaniami i - jak to zwykle przy takich emocjach bywa - trochę się rozczarowałam.

Kim był Zygmunt Freud nikomu mówić nie trzeba. W "Pasjach utajonych" poznajemy go jako młodego lekarza, którego wręcz obsesyjnym marzeniem jest kariera akademicka. Niestety, asystentury na Uniwersytecie Wiedeńskim nie otrzymuje. Kariera uniwersytecka w tamtych czasach w Monarchii Austro-Węgierskiej była dla młodego człowieka pasmem wyrzeczeń, głównie natury finansowej (co ciekawe - na polskich uczelniach  jest tak do tej pory...). Freud pochodził z ubogiej rodziny, marzył o tym by ożenić się z ukochaną Martą - być może więc nawet lepiej się dla niego stało, że zmuszony był rozpocząć praktykę lekarską, zapewniło mu to przynajmniej po pewnym czasie środki do utrzymania rodziny.

Osią konstrukcyjną książki są opisy schorzeń pacjentów, którzy zgłaszają się do doktora Freuda. Coraz to nowe przypadki doprowadzają lekarza do rozwinięcia psychoanalizy, która miała znaczący wpływ na rozwój psychologii klinicznej przez wiele lat. Jednak spora część tych leczonych przez Freuda przypadków mnie nużyła. Szczególnie tych pierwszych, w których jego metoda nie była jeszcze rozwinięta. Późniejsze zaś bardzo mnie bawiły - to jednak jest niesamowite jak wszystko można próbować wytłumaczyć przeżyciami seksualnymi z okresu dzieciństwa: jak można powiązać różne fakty i interpretować je idąc w jednym tylko kierunku.

Brakowało mi w książce trochę szerszego spojrzenia na tematykę. Mamy tu przedstawiony tylko świat lekarski. A teorie Freuda nie wzięły się przecież jedynie z tego, co działo się w owym czasie w medycynie - przydałoby się głębsze wniknięcie w świat filozofii i myśli przełomu XIX i XX wieku. Zabrakło mi też bardziej wnikliwej analizy tego, co poróżniło Freuda i Junga - w książce rozłam nurtu psychoanalitycznego owszem jest opisany, ale dość powierzchownie, bez wskazania na przykład konkretnych przypadków pacjentów i stawianych odmiennych diagnoz. Niemniej jednak bardzo doceniam przygotowanie Stone'a - naprawdę robi ono wrażenie. 

Trochę humoru dostarczyło zakończenie. Początek wojny, Żydom mieszkającym w Wiedniu jest coraz ciężej, trwają już prześladowania, które dotknęły także rodzinę Freuda, do aresztu na kilka godzin trafia ukochana córka, Anna (cała rodzina martwi się, czy jeszcze zobaczy ją żywą). Wszyscy namawiają Freuda na emigrację, on początkowo zwleka. W końcu się decyduje. Kiedy już wszystko było załatwione, do mieszkania Freudów przychodzi oficer gestapo:
" - Panie profesorze, jeśli podpisze pan ten papier, to pańska rodzina oraz współpracownicy otrzymają zezwolenia na wyjazd. Chodzi o oświadczenie, że od chwili przyłączenia Austrii do Rzeszy Niemieckiej władze niemieckie, a w szczególności gestapo, traktowały pana z należytym szacunkiem jako uczonego o sławie światowej.
Zygmunt przeczytał oświadczenie i z uśmiechem odpowiedział :
- Podpiszę z przyjemnością, pod warunkiem że wolno mi będzie dodać jedno zdanie.
- Bardzo proszę, panie profesorze.
Pod swym podpisem Zygmunt dodał: Z całego serca mogę polecić usługi gestapo każdemu".
 
Długo czytałam tę książkę. Szczególnie pierwszą połowę. Myślałam, że biografia Freuda pióra Stone'a mnie zachwyci, że nie będę mogła się od niej oderwać. Może za mało (w stosunku do opisów schorzeń pacjentów) jest w niej samego Freuda?
  

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

"Łuk triumfalny" Erich Maria Remarque

Paryż w przededniu wybuchu II wojny światowej. Paryż pełen kawiarni, klubów nocnych i nielegalnych imigrantów. Ravic, główny bohater powieści jest jednym z nich. 

To zdolny niemiecki lekarz, który uciekł z obozu w Niemczech i osiadł we Francji. Nie może tu legalnie wykonywać zawodu - pracuje w renomowanym szpitalu na czarno, za pensję nieodpowiadającą jego umiejętnościom i zaangażowaniu. Ukrywa się pod przybranym nazwiskiem. Cały czas żyje w poczuciu zagrożenia - w każdej chwili może zostać wydalony z kraju, co już mu się w przeszłości zdarzało.

Hotel, w którym mieszka pełen jest podobnych mu ludzi - nielegalnych imigrantów zmuszonych ze względów politycznych do wyjazdu ze swoich ojczyzn (Rosji, Hiszpanii, Niemiec). To wyjątkowy świat, w którym króluje poczucie tymczasowości, w którym nikt nie może uwolnić się od bagażu uciążliwych wspomnień z przeszłości.

Pewnego dnia Ravic spotyka w okolicy Łuku Triumfalnego Joannę, zrozpaczoną kobietę która myśli o samobójstwie. To spotkanie odmienia życie ich obojga - rodzi się pomiędzy nimi uczucie. Nie jest to delikatna, romantyczna miłość - lecz miłość burzliwa, bardzo emocjonalna, skazana na niepowodzenie. 

Dla mnie zachowania i decyzje bohaterów niejednokrotnie nie były zrozumiałe. Pewnych rzeczy, pewnych odczuć nie jestem sobie w stanie wyobrazić ani znaleźć dla nich uzasadnienia. Ale to czyni powieść frapującą.

Powieści nie czyta się łatwo, jednak opis tej trudnej rzeczywistości końca dwudziestolecia międzywojennego i zbliżającego się nowego kataklizmu jest bardzo przejmujący.

czwartek, 2 sierpnia 2012

"Pałac snów" Ismail Kadare

Wyobraźcie sobie Tabir - wielki pałac-labirynt, w którym tysiące urzędników codziennie pracuje nad interpretacją snów obywateli. W niezliczonej ilości pomieszczeń na półkach znajdują się teczki, a w nich sny. Najpierw teczki trafiają do departamentu selekcji. Pracujący tam urzędnicy decydują, które sny należy zignorować, a które mówią coś ważnego. Tymi, które zostały uznane za wartościowe zajmuje się dział interpretacji. Posiłkując się spisanymi w obszernych tomach archetypami, urzędnicy próbują dokonać wnikliwej analizy - choć w zasadzie przypomina to w jeszcze większym stopniu wróżenie z fusów, niż interpretacje snów dokonywane przez Freuda.

"Pałac snów" jest oczywiście alegorią totalitaryzmu. Obraz wszechobecnego i nieustannie inwigilującego państwa stworzony przez albańskiego noblistę jest poruszający. Ten ogromny mroczny pałac -  przepełniony bezimiennymi ludźmi, pracującymi jak roboty - napawał mnie strachem. Przychylę się jednak do licznych opinii, że książce daleko jest do "Procesu" Kafki czy "Roku 1984" Orwella - a to właśnie z tymi utworami jest "Pałac snów" porównywany (ba, wydawca oczywiście zapewnia nas, że "Pałac snów" wspomniane utwory przewyższa).

środa, 1 sierpnia 2012

Moja literacka podróż do Japonii

Marzę o tym, żeby pojechać w różne zakątki świata, ale Azja nie jest zbyt wysoko na liście pożądanych celów turystycznych. Jest wiele fascynującego w tych odległych miejscach i ich, często trudnej do zrozumienia dla Europejczyka, kulturze. Ale może właśnie ten kulturowy dystans powoduje, że w pierwszej kolejności chcę odkrywać oraz wracać do miejsc mi emocjonalnie - a także przestrzennie - bliższych. Jednak podróży literackiej sobie odmówić nie mogłam :-)

1. "Japoński wachlarz. Powroty". Joanna Bator

Parę lat temu Joanna Bator wyjechała na parę miesięcy do Japonii, by kontynuować tam swoją pracę naukową.  Zderzenie z Krajem Kwitnącej Wiśni zaowocowało m.in. wydaniem "Japońskiego wachlarza", a po paru latach poszerzonej jego wersji, po którą właśnie miałam okazję sięgnąć.  

"Japoński wachlarz. Powroty" to fascynujące studium antropologiczne. Autorka przygląda się Japonii i Japończykom, ich zwyczajom, kulturze, jedzeniu, językowi. Dla takiej "gaijinki" (cudzoziemki) jak ja, która o Japonii zbyt wiele pojęcia nie ma, wiele momentów było zaskakujących i wręcz na swój sposób szokujących, a cała lektura wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. 

Jako specjalistka od spraw gender, autorka wiele miejsca poświęciła pozycji kobiet w społeczeństwie japońskim, relacjom damsko-męskim oraz podejściu Japończyków do spraw związanych z seksualnością. Dla mnie było to intrygujące i ciekawe: począwszy od konstrukcji języka i jego wpływu na płeć, poprzez teatr, gejsze, hotele miłości, syndrom lolitki, podejście do pornografii.

Japończycy słyną z uprzejmości i wydawało mi się, że akurat w tej kwestii nie będę zaskoczona, jednak tłumaczenia zwrotów, które przytacza autorka wywołały duży uśmiech na mej twarzy: np. po trzęsieniu ziemi w Kobe w 1995 klienci sklepu mogli znaleźć na drzwiach taką oto kartę: "To straszna i niewybaczalna niedogodność dla naszych szacownych klientów, ale z powodu trzęsienia ziemi zmuszeni jesteśmy zamknąć nasz skromny sklep"a pasażerowie samolotu usłyszeć mogą: "Uprzejmie przepraszamy szanownych podróżnych za niewybaczalną niewygodę, jaką jest oczekiwanie na start w naszym skromnym samolocie. Prosimy, by szacowni podróżni wybaczyli nam tę wielką niegrzeczność jaką popełniamy, nieuprzejmie przerywając im konwersacje i prosząc ich uniżenie o zapięcie tych skromnych pasów."

Jednak nawet ta wciągająca lektura nie zachęciła mnie jakoś specjalnie do podróży do Japonii...

2. "Wyznania gejszy" Arthur Golden

... zachęciła mnie natomiast do sięgnięcia po "Wyznania gejszy". Będąc akurat w bibliotece szukałam jakiejś lektury z lekką fabułą, która wciągnęłaby mnie w te wielkie upały i nie zmęczyła. 

"Wyznania gejszy" to opowieść o losie pewnej Japonki, z rybackiej wioski, która jako dziecko wraz z siostrą  została sprzedana przez swojego niezamożnego ojca. Siostra wywiezione zostały do Tokio, starsza trafiła do zwykłego domu publicznego, młodsza zaś do miejsca, w którym w którym dziewczynki miały szanse zostać wychowywane na gejsze. I tak - pomimo różnych przejściowych zawirowań - dzieje się z Sayuri: zostaje jedną z najbardziej znanych w latach 30-tych gejsz w Tokio.

Intrygujący jest świat powieści - głównie lata 20-te i 30-te, kawiarnie tokijskie w których przesiadują gejsze, ich zwyczaje (począwszy ich edukacji, nauki śpiewu, tańca, gry na instrumentach poprzez fryzury i makijaż, aż po przepiękny strój), relacje z mężczyznami, pozycję w społeczeństwie.

Kariera bohaterki przerwana jest przez wybuch II wojny światowej, która całkowicie zmienia Japonię. Ciekawy jest ten wojenny obraz kraju, choć odczułam pewien niedosyt - spojrzenie na okres wojenny i powojenny nie jest już takie wnikliwe. Ale i tak lektura przypadła mi do gustu.