Rozważałam kiedyś studiowanie medycyny. Myślę, że jednak dobrze zrobiłam, że tego kierunku studiów nie wybrałam - znając siebie, na pewno ciężko by mi się było wyleczyć z kompleksu studenta I roku, który rozpoznaje u siebie objawy wszystkich chorób, o których się uczy. Główny bohater "Trzech panów w łódce..." miał ten sam problem: przeczytał encyklopedię chorób i doszedł do wniosku, że spośród wszystkich w niej opisanych nie ma tylko jednej (i to takiej, która dotyka jedynie służące w średnim wieku, spędzające dużo czasu na sprzątaniu w pozycji klęczącej). Jego lekarz oczywiście z diagnozą się nie zgodził, doradził mu jedynie dłuższy odpoczynek. Nasz bohater, wraz z dwoma kolegami oraz psem, postanowił wybrać się więc w rejs po Tamizie.
Humor, humor i jeszcze raz humor. To tyle w skrócie można powiedzieć o książce Jerome'a. Jest to w zasadzie zbiór śmiesznych anegdot, opisujących przygody, z jakimi trzej przyjaciele spotkali się podczas swojej podróży. Do tego dorzuconych jest także kilka anegdot historycznych, nawiązujących do odwiedzanych miejsc i wielkich postaci, które w owych miejscach bywały.
Książkę w zasadzie można otworzyć na dowolnej stronie, zacząć czytać od któregokolwiek rozdziału. Zawsze napotkamy na coś śmiesznego. Choć nie jestem wielką miłośniczką humoru brytyjskiego, to jednak lektura była dla mnie naprawdę odprężająca i wielokrotnie wywołała uśmiech na mej twarzy.
9 komentarze:
Mnie też się podobało. Przyjemna, lekka i zabawna książka ;)
Mało czytam takich humorystycznych książek, ale to jednak duża sztuka taki sytuacyjny komizm uchwycić i przelać na papier :-)
Na razie nie mam zapotrzebowania na taką lekturę. Za to z chorobami mam identycznie - kiedyś się interesowałam psychologią i żyłam w permanentnym przeświadczeniu, że powinno się mnie zamknąć w psychiatryku ;)
Za każdym razem jak czytam w jakimś czasopiśmie o jakimś schorzeniu na tle nerwowym to też mi się wydaje, że je mam ;-) I na wszelki wypadek nigdy nie czytam jakie skutki uboczne powodują leki, które zażywam - także boję się, że po przeczytaniu wszystkie objawy mi się ujawnią...
Z lekami nie miałam nigdy problemu, ale gazety psychologiczne też już przestałam czytać. Tylko jak się jeszcze czasem taka książka trafi, to potem chodzę i się zastanawiam, czy dlatego tak ciężko ze mną wytrzymać, że jestem nienormalna ;)
Miałam podobnie i z lekturą i z hipochondrią, nie wyłączając puchliny wodnej kolan. Czyta się z dużą przyjemnością, relaks i uśmiech na twarzy towarzyszy lekturze. Niestety kolejna pozycja Trzech panów na rowerach nie jest już taka zabawna i jest IMO słabsza, choc i tam znajdują się zabawne historyjki.
Myślę, że kiedyś po "Trzech panów na rowerach" sięgnę, bo stoją u mnie na półce. Ale przeczucie już wcześniej mi mówiło - a Ty potwierdzasz :-) - że jednak kontynuacji może czegoś brakować...
"Trzech panów w łódce" czytałam chyba w trzeciej klasie liceum a mimo to, do tej pory pamiętam dokładnie niektóre przygody - świetne :)
Co do kontynuacji... rzeczywiście słabsza, ale i tak warto ją przeczytać.
Mam podobnie. Gdyby nie to, że mój egzemplarz (z serii z kolibrem!)zabrała mi koleżanka, z pewnością "Trzej panowie" zajmowaliby poczesne miejsce wśród moich sedesowych lektur.
Prześlij komentarz