Bardzo króciutko, bo ten wpis nie ma szans by różnić się zbytnio od pozostałych moich wpisów o książkach Camilli Lackberg.
Kolejny tom zagadek kryminalnych z Fjalbacki. Schemat taki sam, jak części poprzednich - wątki "współczesne" poprzeplatane rozdziałami opowiadającymi historię z przeszłości. Aby zrozumieć kulisy zbrodni, trzeba zrozumieć to, co wydarzyło się przed laty.
Patrick, który prowadził wszystkie poprzednie śledztwa, tym razem formalnie ze sprawy jest wykluczony, przebywa bowiem na urlopie ojcowskim. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pomagał kolegom i koleżankom z komisariatu. Dodatkowo sprawa okazuje się być blisko związana z historią rodzinną Eriki, żony Patricka. Erika sama aktywnie włącza się w wyjaśnienie tajemnicy.
Jest to idealna lektura na podróż. Choć konstrukcja jest już dobrze znana, to akcja jest wartka, historia wciągająca - podróż pociągiem naprawdę wydała mi się krótsza, kiedy urozmaiciłam ją sobie czytaniem "Niemieckiego bękarta". I pewnie na jakąś kolejną dłuższą podróż, sięgnę po kolejny tom, jeśli akurat uda mi się od kogoś pożyczyć - zdecydowanie nie jest to książka, którą bym samodzielnie zakupiła.
5 komentarze:
Właśnie piszę o tym, czy czytać książkę raz, czy do niej wracać. Z twojej recenzji wnoszę, iż książka należy do tych do jednokrotnej lektury. A zatem tym razem podziękuję i powiem pas. Pozdrawiam serdecznie
Tak naprawdę to nieczęsto wracam do przeczytanych książek (jest tyle innych, które czekają żebym po nie sięgnęła, że brak mi czasu...). Więc jednokrotna lektura nie jest dla mnie czymś złym. Ale dzielę książki na te, które chciałabym mieć na półce i na te, które po prostu chcę przeczytać. I tej na półce mieć nie chcę.
Ja po Niemieckim Bękarcie złożyłam broń. Tylko na blogach spobie czasem czytam jakie są dalsze losy bohaterów:).
Ja nie czytałam jeszcze części pierwszej. Tak ogólnie czytam te tomy dość przypadkowo, co mi się akurat trafi. Myślę, że ten pierwszy tom przeczytam - i w zasadzie pisząc o kolejnym tomie tak naprawdę miałam na myśli ten oryginalnie najwcześniejszy ;-)
To oczywiste, że jednorazowa lektura nie jest niczym złym (nie mogę się podpisać do końca pod zdaniem, jakie cytuję we wpisie). W końcu, gdybyśmy nie czytały nic nowego, jakże uboga byłaby nasza znajomość literatury.
Prześlij komentarz