Brak aktywności we wpisach nie oznacza, że przestałam czytać... Piętrzy mi się stosik przeczytanych książek, brakuje mi jednak ostatnio sił na pisanie o nich. Spróbuję pokonać tę indolencję od krótkiego wpisu o "Domie z papieru" - książka wszak sama w sobie jest bardzo skromna objętościowo, więc i ja streszczę się w pisaniu o niej.
"Dom z papieru" to jedna z tych książek, po które najprawdopodobniej nigdy bym nie sięgnęła, gdybym nie czytała innych blogów. Przeczytałam jednak tyle wspaniałych recenzji, że gdy nadarzyła się okazja, ochoczo zabrałam się za lekturę.
Owe pozytywne recenzje oraz początek książki (nawet samo pierwsze zdanie, które jest po prostu mistrzowskie) spowodowały, że bardzo urosły moje oczekiwania. Może nieco za bardzo - książka niewątpliwie jest dobra, ale mnie nie zachwyciła (a jakoś pomyślałam sobie przed lekturą, że na pewno zachwyci).
Sama akcja nie jest skomplikowana. Pod kołami samochodu ginie Bluma. Winnym jej śmierci nie jest żaden pijany czy nieostrożny kierowca, lecz w zasadzie książka - Bluma bowiem właśnie wyszła z księgarni, w której kupiła wiersze Emily Dickinson i nie mogąc się doczekać ich lektury, rozpoczęła czytanie już na ulicy, zatapiając się w świecie poezji (i zatracając w realnym życiu, czego konsekwencją było wtargnięcie na ulicę). Bluma była wykładowcą uniwersyteckim. Zajęcia, które prowadziła przejmuje jej kolega, narrator książki. Do niego trafia też przesyłka, zaadresowana na Blumę. Przesyłka ta zawiera "Smugę cienia". Nie jest to jednak zwykły tom. Jest mocno sfatygowany, są na nim ślady cementu. Narrator postanawia odnaleźć nadawcę owej przesyłki, a tym samym poznać losy tego nietypowego egzemplarza "Smugi cienia".
Nie jest to jednak - jak można by było na tym etapie przypuszczać - książka "przygodowa", w której uwaga skupia się na wyjaśnieniu zagadki. "Dom z papieru" to rzecz o książkach i o czytaniu, o stosunku czytelnika do książek. Nie sposób nie zastanowić się podczas tej lektury nad tym, jak się samemu obchodzi z książkami, jakie miejsce zajmują one w życiu czytelnika. Czy zakreślamy interesujące nas cytaty? Wkładamy karteczki by je móc potem łatwo odszukać? Jaki mamy system układania książek na półkach? Ciekawie sobie na te pytania - w kontekście książki - odpowiedzieć :-)
4 komentarze:
To tylko potwierdza, jaką rolę gra nastawienie. Czasami pozytywne, a nawet entuzjastyczne recenzje rozbudzają apetyty, a czasem wręcz przeciwnie, powodują jakąś blokadę i chęć sprzeciwu, czy wyrażenia odrębności. Mnie się książka podobała, oceniłam ją w kategorii 5/6, choć nie spowodowała ekstazy doznań i nie skradła ona mojego serca.
Ps. Jakże doskonale rozumiem ten brak chęci do pisania. Też ostatnio coraz częściej mnie dopada
Nastawienie ogrywa olbrzymią rolę, już niejednokrotnie się o tym przekonałam...
Moja ukochana książeczka. Ba! Tytułowa! :)
A czy miałaś problem z wyborem tytułu bloga, czy książkę tę lubisz tak bardzo, że wybór był oczywisty?
Prześlij komentarz