Minimum treści, maksimum emocji. To jedno krótkie zdanie najlepiej oddaje moje wrażenia po lekturze reportaży Tochmana traktujących o wojnie na Bałkanach. A właściwie niezupełnie o wojnie - akcja toczy się kilka lat po jej zakończeniu. Wtedy, kiedy opinia publiczna już tak nie interesuje się tym, co się w Bośni i Hercogowinie działo. A tam w dalszym ciągu rozgrywały się dramaty.
Bohaterkami reportaży są kobiety - matki, siostry, żony poległych. To, czego pragną, to odnaleźć i pochować zwłoki swoich bliskich. Bez tego nie zaznają spokoju. Chcą poznać losy ukochanych, dowiedzieć się gdzie zostali wywiezieni, kiedy zostali straceni. Chcą urządzić im prawdziwy pogrzeb i zapewnić spokojne miejsce spoczynku. Z wielką nadzieją podchodzą do każdej kolejnej informacji o znalezionej zbiorowej mogile w jakiejś zapomnianej jaskini, na zboczu jakiejś zapomnianej góry - może tam leży ten, którego szukają?
Po wojnie w Bośni pierwszy raz na tak dużą skalę wykorzystano badania DNA, które pomogły ustalić tożsamość ekshumowanych. Do Bośni wyjechała także grupa antropologów, którzy pomagali rodzinom odszukać odpowiedź na pytania co się stało z ich bliskimi, "czytając" ich losy ze szkieletów. Utopijne pozostaje marzenie, żeby nauka nie tylko pomagała ofiarom wojen, ale znalazła sposób na to, żeby do takich tragedii nie dopuszczać...
2 komentarze:
Temat ciężki, ale myślę, że wart zgłębienia, zwłaszcza, że tematyka bardzo mało mi znana.
Polecam. Tak samo zresztą jak poprzednie reportaże Tochmana, które czytałam czyli "Dzisiaj narysujemy śmierć" - o ludobójstwie w Rwandzie. Dla mnie temat afrykański był jeszcze mniej znany.
Prześlij komentarz