Brak zacięcia do pisania wciąż mnie jeszcze nie opuścił (może to ta zima?). Muszę się jednak systematycznie przełamywać...
"Co widziały wrony" jest opowieścią o wielkim świecie i wielkich problemach widzianych oczyma dziecka. Zimna wojna, wyścig zbrojeń, pierwsze loty w kosmos, amerykańskie służby specjalne próbują pozyskać niemieckich naukowców. W takich okolicznościach 8-letnia Madeleine wraca z rodzicami do Kanady. Jej ojciec, Jack, jest lotnikiem. Co dwa lata zmienia bazę, w której stacjonuje. Ostatnie lata rodzina spędziła w Niemczech, teraz wraca na łono ojczyzny. Nowe miejsce z początku wydaje się spełnieniem marzeń - obrazek niczym z filmu przedstawiającego Americam Dream początku lat 60-tych: ładny domek w porządnej okolicy, kochające się małżeństwo z dwójką dzieci, ojciec dość ciężko pracujący, lecz wracający z uśmiechem na ustach do domu, w którym piękna żona zdążyła już zadbać o wszystko. W weekend spotkania z sąsiadami, grille w ogródku, rozmowy przy butelce piwa o nowych, świetnych powojennych czasach. Z czasem oczywiście wszystko musi się zacząć komplikować...
Madeleine rozpoczyna naukę w miejscowej szkole. Od początku nie polubiła swojego nauczyciela. Jak się okazuje - słusznie. Pan March ma skłonności pedofilskie i zaczyna wykorzystywać swoje uczennice, w tym Madeleine. Nikt nie zauważa, co się z dziewczynką dzieje. Szczególnie że w tym samym czasie ojciec Madeleine zostaje wciągnięty w dość dziwną akcję tajnych służb - pomaga w przerzuceniu pewnego niemieckiego naukowca, specjalisty do spraw rakiet do Stanów Zjednoczonych. Cała sytuacja z każdą chwilą komplikuje się coraz bardziej - zamordowana zostaje koleżanka Madeleine z klasy...
Poczucie winy - to jeden z głównych problemów poruszanych w powieści (oczywiście obok tematu wykorzystywania seksualnego dzieci i następstw takich tragicznych zdarzeń na ich przyszłość). Każdy z nas kieruje się w swoim życiu określonym zbiorem wartości moralnych. Zdarza się, że życie stawia nas przed takimi decyzjami, których nie potrafimy podjąć pozostając "w zgodzie z sobą samym" - niby wiemy, że "wyższa konieczność" zmusza nas do podjęcia takiego działania, ale psychicznie nie jesteśmy sobie w stanie poradzić z konsekwencjami, które to działanie za sobą pociąga. Tak stało się właśnie z Jackiem.
Madeleine też walczyła z poczuciem winy. I wstydem. Była przekonana, że wszystko, co ją spotkało, tak naprawdę było spowodowane jej niewłaściwym zachowaniem. Nie trzeba wspominać, że te doświadczenia bardzo odbiły się na jej całym dalszym życiu.
Książka jest w moim odczuciu dość nierówna - pewnie dlatego, że jest obszerna (ponad 800 stron, raczej drobny druk). Były fragmenty, w których książkę czytało mi się bardzo płynnie, czułam się mocno zaangażowana i wciągnięta w akcję. Były jednak i takie, które mi się mocno dłużyły. Nie mogłam też się początkowo odnaleźć w ostatniej części powieści - następuje kilkunastoletni przeskok w akcji. Brakowało mi informacji o tym, co działo się z bohaterami w międzyczasie, przez co trudno mi było dobrze zrozumieć ich postawy. Podsumowując krótko wszystkie plusy i minusy książki, przyznałabym jej ocenę 4/6.
2 komentarze:
Obiecałam komuś, że przeczytam. Pewnie bliżej wakacji, ale obiecuję i wtedy zabiorę głos.:)
Ja sięgnęłam po tę książkę, ponieważ podobał mi się "Zapach cedru", który czytałam już jakiś czas temu. O "Co widziały wrony" wcześniej nie wiedziałam nic, nie znałam tematyki ani nie sądziłam, że książka jest tak obszerna. Ogólnie chyba tak jest dla mnie lepiej, bo - jak pisałam niedawno - dość często wobec książek poleconych przez innych mam chyba zbyt wygórowane oczekiwania.
Prześlij komentarz