Rodzeństwo Dollangangerów po ucieczce z domu dziadków (na tym kończy się pierwszy tom), chce dostać się na Florydę i zaznać słońca, którego spragnieni byli przez tyle lat więzienia na strychu. Z powodu choroby Carrie celu podróży nie udało się jednak zrealizować - bohaterowie trafiają do domu doktora Paula Sheffielda. Jest to miejsce, w którym mogliby zacząć normalnie żyć i funkcjonować, miejsce w którym zostali zaakceptowani i pokochani. Jednak wcześniejsze doświadczenia życiowe i urazy psychiczne, jakich zaznali sprawiają, że taka harmonia przestaje im odpowiadać. Nie potrafią w niej odnaleźć swojego sensu i celu.
Cathrine ogarnięta jest żądzą zemsty na swojej matce. I to w moim odczuciu jest właśnie słabą stroną książki. Rozumiem, że Cathy i jej rodzeństwo zostało strasznie skrzywdzone i że nie chcą o tym wszystkim tak po prostu zapomnieć, zostawić za sobą. Ale wyrafinowany plan zemsty, który zaczyna kiełkować w głowie Cathy jest w moim odczuciu nie tylko karkołomny ale i po prostu infantylny. Droga do jego realizacji jest dość długa, a podczas niej Cathy niejednokrotnie dokonywać będzie dziwnych wyborów życiowych, których skutki będą tragiczne dla niej samej oraz dla jej najbliższych. Cathy działa zbyt impulsywnie, nie potrafi się zdystansować i trzeźwo ocenić sytuacji, w której się znajduje. Momentami zachowuje się jak ćma lecącą do świecy. Może to freudowski instynkt śmierci?
Trzeba przyznać, że w ogóle miłośnicy teorii Freuda odnajdą dla siebie w tym cyklu wiele interesujących wątków - zarówno w relacjach pomiędzy rodzeństwem, jak i w relacjach Cathy z innymi mężczyznami. Aż ciekawa jestem skąd w głowie autorki znalazły się takie pomysły?
Sam koncept pierwszej części wydał mi się dość intrygujący i oryginalny. Tom drugi to w dużej mierze powieść o poszukiwaniu swojego miejsca i o próbie pogodzenia się z własnym losem. Akcja w "Płatkach na wietrze" jest bardziej dynamiczna, jest więcej zwrotów akcji, pojawia się więcej bohaterów, z tym że bohaterowie ci są przeważnie dość... jednowymiarowi. Najciekawszą osobą był w moim przekonaniu Paul. Natomiast inni bohaterowie, a w szczególności inni mężczyźni z którymi wiązała się Cathy, sprawiali wrażenie dość stereotypowych. Ogólnie nie znalazłam żadnego bohatera, które mogłabym obdarzyć sympatią. Żal mi było jedynie małej Carrie, która okazała się nie mieć takiej siły jak jej starsze rodzeństwo.
Nie jest to typ literatury, który lubię najbardziej - owszem, wywołuje emocje, ale niekoniecznie te, których bym pożądała. Niemniej jednak muszę przyznać, że książkę czytało mi się dobrze i wciągnęłam się w jej akcję. Cały czas byłam bardzo ciekawa, jak ta historia się zakończy i czy plan Cathy się powiedzie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz