Ostatnio, za sprawą wznowienia, zrobiło się o tej książce w blogosferze dość głośno. Rzadko zdarza mi się po tego typu książki sięgać, szczególnie w tym okresie, w którym są rozchwytywane, ale tym razem nadarzyła się taka okazja, więc zaryzykowałam.
"Kwiaty na poddaszu" zaczynają się dość niewinnie. Koniec lat 50-tych, szczęśliwa amerykańska rodzina z 4 dzieci, wiodąca dość spokojne życie. Narratorką jest mała dziewczynka, Cathy, co nasunęło mi pewne skojarzenia z "Co widziały wrony?" - ten świat widziany oczyma bohaterek jest dość podobny. Akcja szybko nabiera tempa - pewnego dnia w wypadku samochodowym ginie ojciec Cathy. Niepracująca nigdy matka zostaje sama z dziećmi, z długami, bez środków do życia. Pomyślałam sobie: o, teraz zacznie się opowieść o tym, jak to kobieta szuka pracy, ima się różnych zajęć nie przynoszących wystarczającej sumy pieniędzy by utrzymać rodzinę. Ale nie. Na jaw zaczynają wychodzić różne rodzinne tajemnice. Na przykład to, że dziadkowie dzieci są niezwykle bogaci. Oraz to, że ich rodzice przez dziadków zostali lata temu wyklęci i wydziedziczeni. Matka dzieci postanawia jednak wrócić do rodzinnego miasta i zawalczyć o względy rodziców. Zabiera ze sobą czwórkę swych pociech - Chrisa, Cathy i bliźnięta - jednak po przybyciu na miejsce, w porozumieniu ze swoją matką, ukrywa dzieci na poddaszu pięknego, ogromnego domu swoich rodziców, tłumacząc im, że musi wpierw przygotować swojego ojca na spotkanie z wnukami, o istnieniu których on nie wie.
Dzieci w ukryciu miały pozostać najpierw jedną noc, potem ta jedna noc przemieniła się w kilka dni, następnie w kilka tygodni i dalej w kilka miesięcy... Cathy i Chris szybko zmieli się ze starszego rodzeństwa w prawdziwych
opiekunów i rodziców dla młodszych bliźniąt. Starali się zapewnić im
możliwie najwięcej miłości i wsparcia, a także codziennych rozrywek.
Opowiedziana w książce historia jest wciągająca i fajnie się ja czytało, ale w moim odczuciu jest dość niewiarygodna. Jaka jest tak naprawdę motywacja matki dzieci? Co jest dla tej kobiety naprawdę ważne z życiu? Wiadomo, że w literaturze znajdujemy różne typy postaci i nie zawsze da się znaleźć dla wszystkich usprawiedliwienie, ale podczas tej lektury pytania te nie dawały mi spokoju. Trudno mi też zrozumieć dlaczego autorka zdecydowała się wprowadzić do powieści pewne wątki w relacjach między rodzeństwem, które moim zdaniem są zupełnie niepotrzebne i choć sprawiają, że książka staje się bardziej kontrowersyjna, to jednocześnie w moim odczuciu dodatkowo zmniejszają jej wiarygodność. No ale może rozwinięcie będzie w kolejnych tomach, bo powstał cały cykl o rodzeństwie Dollangangerów. W każdym razie jest to książka naprawdę smutna, o samotności, potrzebie miłości, czułości i zrozumienia. Myślę, że wbija się w pamięć.
6 komentarze:
Fabuła brzmi intrygująco. Bardzo jestem ciekawa tej książki. Muszę ją przeczytać!
Pozdrawiam:)
Niewątpliwie książka coś w sobie ma :-)
Muszę się przyznać, że jakoś mi umknął rozgłos wokół książki i u ciebie pierwsze o niej czytam. Na razie nie jestem przekonana, czy chcę jej poświecić swój drogocenny czas, ale może za jakiś czas zmienię zdanie. pozdrawiam
Właśnie przed chwileczką przeczytałam u Agnesto recenzję ciągu dalszego Płatki na wietrze.
Ja właśnie też przeczytałam "Płatki na wietrze" i postaram się przelać moje wrażenia z lektury :-)
Wstyd przyznać, ale nie wiedziałam,że jest książka pt: "Kwiaty na poddaszu". Pamiętam natomiast film i to zaskakująco dobrze (w każdym razie tak mi się wydaje - na pewno pamiętam wrażenie, jakie na mnie zrobił), a widziałam go jakieś 25 lat temu. Więc stwierdzenie "wbija się w pamięć" na pewno jest adekwatne.
Prześlij komentarz