czwartek, 25 sierpnia 2011

"Miłosz. Biografia" Andrzej Franaszek.

Z lekcji języka polskiego najbardziej nie lubiłam tych, które dotyczyły poezji. Wciąż powtarzające się pytania "co autor chciał powiedzieć przez...?" spowodowały, że jakoś się wewnętrznie "usztywniłam" - wyrobiłam w sobie przeświadczenie, że nie rozumiem wierszy i nie potrafię ich odpowiednio zinterpretować. Choć od tamtej pory minęło wiele czasu, ta moja obawa nie zniknęła. I nie sięgam po poezję. Dlatego też początkowo podchodziłam do biografii Miłosza z dużą ostrożnością. Znałam go w zasadzie jedynie jako autora "Zniewolonego umysłu" (nie licząc tych paru wierszy omawianych w szkole, co do których miałam wątpliwości, czy je właściwie interpretowałam). Pobieżnie wertując książkę przed rozpoczęciem czytania widziałam, że sporo jest w niej fragmentów poezji naszego noblisty. Szybko jednak się przekonałam, że lektura ta oferuje dużo więcej niż chronologiczny przegląd przez najważniejsze wiersze Miłosza.

W przypadku Miłosza spełniła się chińska klątwa "obyś żył w ciekawych czasach".  A Franaszkowi udało się ciekawie te skomplikowane wątki historyczne z życiorysu Miłosza odtworzyć. Autor nie omijał trudnych tematów, takich jak spory wokół przynależności narodowej Miłosza, jego decyzji o posługiwaniu się podczas wojny litewskim paszportem, jego przekonania polityczne czy wątki bardziej intymne - takie jak choćby liczne romanse czy domniemania o utrzymywaniu związków homoseksualnych. Zdziwią się jednak ci, którzy liczą na sensację - wszystko przedstawione jest w profesjonalny, nienacechowany emocjonalnie sposób.

Czesław Miłosz był niewątpliwie wyjątkową postacią. Umiał dostrzec wiele rzeczy dla zwykłych ludzi niezauważalnych, co więcej - umiał je odpowiednio nazwać i pokazać innym. Niekiedy ciężko mu było podjąć decyzje, był skłonny do daleko posuniętej autoanalizy, co czasami wywoływało u niego stany depresyjne. Był dość uparty, stanowczy w swoich poglądach, co prowadziło niekiedy do nieporozumień towarzyskich. Franaszkowi udało się stworzyć "ludzki" obraz Miłosza - nie jest on wyidealizowany, nie jest wyczerniony; jest wiarygodny, dzięki czemu książkę czyta się dobrze.

To, co mi podczas czytania trochę przeszkadzało, to umieszczenie przypisów na końcu - zajmują one 200 (!) ostatnich stron. Umieszczenie ich w tym miejscu, a nie w odpowiednich fragmentach u dołu kartek, powoduje, że czytanie ich staje się czynnością ciężką - szczególnie że książka jest sama w sobie duża, ciężka i takie przechodzenie ze środka na koniec wymaga sporo manewrów.

Lektura nie zachęciła mnie do sięgnięcia po poezję Miłosza (jednak mój uraz jest wciąż aktualny), ale po "Dolinę Issy" czy "Rodzinną Europę" po przeczytaniu biografii autora sięgnęłabym bardzo chętnie.

7 komentarze:

czytanki anki pisze...

To samo powiedzenie chińskie chodziło mi po głowie podczas lektury.;) Jakby nie było, Miłosz oglądał chyba wszystkie dramaty XX wieku. Chyba mu nie zazdroszczę.

guciamal pisze...

Twoja i czytanki,anki recenzja zachęcają do przeczytania, tym bardziej,że lubię biografie, a autora podobnie jak ty obchodziłam raczej z daleka ze względu na obawy przed odbiorem poezji. Postać niewątpliwie kontrowersyjna, a biografia pozbawiona jak piszesz tendencyjnego spojrzenia.

Karolina pisze...

Od jakiegoś czau stoi u mnie na półce "Kapuściński. Non-fiction". Nie ciągnie mnie zbytnio żeby zacząć lekturę, bo wiele o tej książce mówiono i pisano w kategorii wywoływania skandalu wokół postaci. Z pewnością biografia Miłosza jest napisana w zupełnie innym stylu i z tego względu warto ją polecić.

czytanki anki pisze...

Osobiście wolę styl Domosławskiego. Nie ma u niego np. być może, zapewne, prawdopodobnie itp. będących gdybaniem. Poza tym nie uważam, że jest skandalizująca - autor napisał prawdę, o romansach napisał dyskretnie. A że nie spodobało się to rodzinie RK (co rozumiem), to już inna sprawa. Laurek nie lubię;)
Bardzo jestem ciekawa, jak odbierzesz biografię RK.

Karolina pisze...

Rzeczywiście sam styl Franaszka pozostawia wiele do życzenia. Poza tym gdybaniem, o którym piszesz, nie podobała mi się też pewna ubogość słownictwa - bardzo często zamiast nazwisk różnych bohaterów pojawiało się określenie "autor XXX" - i nie powiem, parę razy nie wiedziałam o kogo chodzi :-(
Po biografię Kapuścińskiego na pewno sięgnę, tylko jej kolej musi nadejść ;-)

czytanki anki pisze...

Mam wrażenie, że zwroty typu: autor "Trzech zim" itp. powtarzane zamiast nazwiska to polska maniera. W recenzjach prasowych często się z nią spotykam. Wydaje mi się, że to skutki nauki pobranej w szkole.;) Mnie uczono, że należy unikać powtórzeń i widzę, że innych też.;)

Karolina pisze...

Mnie też uczono unikania powtórzeń, ale jakie to unikanie wyszło, skoro cały czas Franaszek pisze: autor "Trzech zim", autor "Doliny Issy", autor "Zniewolonego umysłu", autor "Ocalenia" itd ;-)

Prześlij komentarz