wtorek, 23 sierpnia 2011

"Raj tuż za rogiem" Mario Vargas Llosa

"-Czy tu jest raj?
- Nie, proszę zapytać tuż za rogiem"
Nie znam tej dziecięcej zabawy, która pojawia się w treści książki i z której zaczerpnięty jest jej tytuł, ale niewątpliwie dobrze oddaje on charakter tej opowieści - opowieści o dwojgu ludziach, którzy szukali lepszego świata.

Pierwszą z nich jest Flora Tristan, jedna z pierwszych francuskich feministek, walcząca o godne warunki życia dla kobiet. Takie, jakich sama nie mogła zaznać - ówczesne prawo nie pozwalało jej spokojnie odejść od znęcającego się nad nią (a potem także nad córką) męża, w jego świetle odchodząc od niego popełniła przestępstwo. Pomocy szukała u rodziny swego ojca w Peru, jednak ponieważ była dzieckiem nieślubnym, nie udało jej się osiągnąć zamierzonego celu. Po powrocie do Francji zaczęła angażować się mocno w ruch robotniczy i walkę na rzecz praw dla kobiet.

Drugim bohaterem powieści jest Paul Gauguin, malarz-(post)impresjonista, wnuk Flory. Gauguin swoje zainteresowania artystyczne odkrył dość późno, wcześniej był marynarzem, maklerem giełdowym, prowadził dość klasyczne mieszczańskie życie. Jednak gdy zaczął malować, zapragnął wszystko zmienić, uwierzył, że wyjazd na Tahiti pozwoli mu na wypracowanie nowego stylu w malarstwie, który byłyby prawdziwszy - bo bliższy pierwotnej natury.

Gauguina poznajemy podczas jego pierwszej wyprawy na Tahiti, Florę zaś w ostatnich miesiącach jej życia, kiedy jeździ po Francji i namawia robotników do wstąpienia do Jedności Robotniczej. Większość powieści stanowią jednak retrospektywy, dzięki którym poznajemy całe historie z życia bohaterów. Ten niechronologiczny czas narracji może początkowo wprowadzać lekkie zamieszanie, ale nie jest ciężko się w tej strukturze po drugim rozdziale odnaleźć ;-)

Zdecydowanie bardziej podobały mi się te części powieści, które poświęcone były Florze. Może dlatego, że nie jestem wielką fanką malarstwa - więc rozważania poszukiwaniu nowych form wyrażania siebie, najpierw w Arles, wspólnie z Vincentem van Goghiem ("szalonym Holendrem"), później na dalekich wyspach Polinezji niezbyt do mnie trafiały, momentami wręcz mnie nużyły. Za to opowieści o powstającym ruchu robotniczym całkiem mnie wciągnęły. W sumie więc książka mi się podobała, ale na pewno mnie nie zachwyciła. Jednak mam jakąś dużą słabość do całej serii wydawniczej Znaku, w której ukazują się teraz dzieła Llosy - najchętniej zebrałabym je wszystkie :-)

3 komentarze:

guciamal pisze...

Ja czytałam z mieszanymi uczuciami. Opisuję, je u siebie. W przeciwieństwie do ciebie uwielbiam czytać o malarzach, rzeźbiarzach, artystach. Jednak Gaugin nie należy do moich ulubionych twórców, a rodzaj sztuki prymitywnej nie zachwyca. Raziła mnie pewna beznamiętność z którą autor opowiada historie babki i wnuka. Na plus dla powieści zaliczam to, że zainteresowała na tyle, że sięgnęłam po album Gaugina oraz do netu, aby poczytać o Florze, falansterach, sainsimonistach, utopinym socjaliźmie. Pozdrawiam

Karolina pisze...

Ja w trakcie czytania też trochę o Florze różnych informacji poczytałam :-) Czyli możemy się zgodzić - niezależnie od tego, co sądzimy o książce Vargas Llosy - że motywuje ona do poszerzania horyzontów :-)

guciamal pisze...

Oczywiście, a to już spora zaleta. Najbardziej mi szkoda czasu, na czytanie książek, co do których już na drugi dzień zapominam, co było ich treścią

Prześlij komentarz