Cieszę się, że sięgnęłam po "Cukiernię pod amorem" teraz - kiedy wszystkie trzy tomy są już wydane, dzięki czemu po zakończeniu pierwszej części nie musiałam czekać kilku miesięcy by poznać dalsze losy rodziny Zajezierskich :-)
Tom drugi sprostał moim - już po lekturze pierwszej książki dużym - oczekiwaniom. Znów zatopiłam się w tym dawnym klimacie dworu w Zajerzycach. Autorka zabrała mnie też do innych miejsc - w podróż transantlatykiem do Stanów Zjednoczonych (ach, ten okres prosperity!), do międzywojennej Warszawy... To właśnie ten obraz stolicy przypadł mi w drugim tomie najbardziej do gustu. I - nie będę tu za gorsz oryginalna - najbardziej spodobała mi się postać Grażyny Toroszyn vel Giny Weylan. Ta niezwykle silna, obdarzona dużym temperamentem kobieta jest tak przedstawiona, że większości czytelniczek pewnie niejednokrotnie podczas lektury przyjdzie do głowy myśl "chcę umieć w niektórych sytuacjach zachować się jak Gina". Czy to nie pachnie trochę kiczem? Pewnie tak, ale mimo to uważam, że trudno nie polubić tej bohaterki, jej ambicji, konsekwencji w dążeniu do obranego celu, wyobraźni i umiejętności czerpania z życia pełnymi garściami.
Nie będę opisywać fabuły książki. Jest wielowątkowa, jej dokładny opis stałby się dość zagmatwany a pobieżny niezrozumiały, zresztą kto jeszcze książki nie zna może będzie chciał przeczytać, nie będę więc zdradzać szczegółów, żeby nie psuć radości z czytania.
Trzeci, końcowy tom opowiada historię z okresu drugiej wojny światowej oraz późniejszą, do lat 90-tych. I choć przeczytałam go z dużym zaciekawieniem, to jednak te historie wojenne wydały mi się już za bardzo naciągane... Nie jestem fanką tego typu fantastyki historycznej, choć napisana jest moim zdaniem bardzo dobrze. No i od pierwszego tomu najmniej podobały mi się wątki współczesne, a siłą rzeczy w tomie ostatnim jest ich najwięcej. No cóż - tym najmłodszym bohaterom sagi nie dostało się w przydziale aż tyle temperamentu co ich dawniejszym przodkom i w zestawieniu z nimi w moim odczuciu wypadają trochę blado. Co nie zmienia faktu, że od tego ostatniego tomu także nie mogłam się oderwać i przykro mi było, gdy dobrnęłam do ostatniej strony (szczególnie że ta ostatnia strona nadchodzi dość nagle, wydaje się że jeszcze ma się przed sobą wiele kartek, a tu nagle zaczyna się aneks z pełnym kalendarium i rozrysowanymi drzewami genealogicznymi).
Ogólnie bardzo się jestem zadowolona, że coś mnie tknęło i sięgnęłam po ten cykl, mimo że wcześniej nie przejawiałam nim żadnego zainteresowania. Spodobał mi się bardzo ten klimat dawnych lat, tak świetnie uchwycony w pierwszych dwóch tomach. Chętnie przeszłabym się na spacer po dawnych Zajerzycach, przejechała się taksówką Cieślaków po międzywojennej Warszawie, wstąpiła na przedstawienie z Giną do Czarnego Kota... Pomarzyć zawsze można ;-)
2 komentarze:
Jeśli sięgnę po tę sagę to będzie to dzięki Tobie. Nadal się waham i chciałabym i boję się :) Widać czekam na właściwą chwilę
To dla mnie duża odpowiedzialność :-) Nie będę Cię przekonywać, to indywidualna decyzja. Ale tak jak pisałam - ja jestem pozytywnie zaskoczona i nie żałuję, że zdecydowałam się po Cukiernię sięgnąć.
Prześlij komentarz