Po raz pierwszy styczność z literaturą Nadżiba Mahfuza miałam przy lekturze "Hamidy z zaułka Middak" - książki, która bardzo mnie wciągnęła i którą oceniam bardzo wysoko. Z "Rozmowami nad Nilem" wiązałam więc z założenia duże nadzieje. Rozczarowałam się dość mocno, choć nie od samego początku. Ten bowiem (mam na myśli początek) zapowiadał się dość dobrze - główny bohater, Anis, pracownik ministerstwa, przeżywa trudne chwile w pracy. Nie może się doczekać wieczoru, kiedy to jak zawsze spotka się ze swoimi przyjaciółmi na barce, gdzie w oparach haszyszu odbywać będą długie rozmowy. Narkotyki spożyte poprzedniego wieczora najwyraźniej jeszcze z organizmu Anisa nie wyparowały, oto bowiem oddaje swojemu przełożonemu kilkustronicowy, napisany z wielkim zapałem raport. Jedyny problem w tym, że Anis nie zauważył, że już na pierwszej stronie tekstu skończył mu się atrament - pieczołowicie pisał dalej, a na kartkach pozostały jedynie lekkie zarysowania od stalówki pióra.
Ten pierwszy fragment książki przeczytałam rano, przy śniadaniu. Resztę książki (jest bardzo cienka, ok. 150 stron) czytałam w zdecydowanie mniej komfortowych warunkach - czekając na przegląd rejestracyjny samochodu, w stacji kontroli pojazdów. Za mną grał telewizor, w którym leciała "Interwencja" czy inny tego typu program. Może to właśnie przez te zewnętrzne warunki nie mogłam się zupełnie odnaleźć w książce? Może gdybym czytała sobie "Rozmowy..." spokojnie w zaciszu domowym odebrałabym je lepiej? Trudno powiedzieć, ale na pewno okoliczności mi nie pomogły.
Dalsza część książki toczy się już bowiem na wspomnianej barce nad Nilem, na której bohaterowie toczą swoje długie rozmowy. Rozmowy o kraju i o społeczeństwie. Rozmowy, które ukazują słabość elit intelektualnych Egiptu - choć poruszały ważne egzystencjalne tematy, to bohaterowie nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, ich sposób myślenia pokazany został jako pusty i sztampowy, niewykraczający poza własny interes i marzenie o wieczornej porcji haszyszu.
Myślę, że dla osoby spoza tego kręgu kulturowego, nieinteresującej się historią Egiptu w latach 60-tych, ta książka nie jest łatwa w odbiorze. Mnie w każdym razie znudziła - te egzystencjalne dysputy mnie nie wciągnęły. Gdyby książka była dłuższa, pewnie bym nie doczytała do końca...
7 komentarze:
Nawet recenzja takiej książki poza funkcją ostrzegającą potrafi do czegoś zachęcić - do sięgnięcia po "Hamidy z zaułka Middak" : )
Wygrzebuję się powoli z jaskini s-f/fantasy na szersze wody literatury i z chęcią sięgnę po ten tytuł.
Hamidę rzeczywiście mogę z czystym sumieniem polecić :-)
Dodają tę ksiażkę do grona tych które odkładam na później:)
Jeśli jednak sama literatura egipska Cię interesuje, to polecam Alaa Al Aswany :-)
Na półce czeka na mnie "Hamida z zaułka Middak", więc jeśli mi się spodoba to niewykluczone, że sięgnę po inne książki autora. Chociaż odnoszę wrażenie, że "Rozmowy nad Nilem" również nie przypadłyby mi do gustu. Pozdrawiam :)
Czytałam kilka lat temu, odczucia miałam b. podobne. Książka właściwie spłynęła po mnie. Tak czy owak, po właśnie wydany "Karnak" na pewno sięgnę, a rzutem na taśmę może na całą trylogie kairską:)
Trylogia też mi się marzy :-)
Prześlij komentarz